Katarzyna Bonda przyznaje: jej najnowsza powieść inspirowana jest realnymi wydarzeniami. – To historia oparta na faktach – o szkołach mundurowych, w których ginęły dziewczyny, o produkcji metamfetaminy, o lokalnych układach, które sięgają wysoko. To się naprawdę działo w regionie jeleniogórskim – mówi.
Bonda zaznacza, że inspirowała się rzeczywistymi przypadkami, choć szczegóły zostały sfabularyzowane.
Gusławiec nie istnieje, ale mógłby istnieć
Miejsce akcji – fikcyjny Gusławiec – to tylko zmieniona nazwa realnego miasta w pobliżu Jeleniej Góry. Autorka odwiedziła Karkonosze, rozmawiała z mieszkańcami, zbierała szczegółowe informacje. – Jak tylko wysiadłam z samochodu, podeszła do mnie dziewczyna, która zaczęła opowiadać, jak wrzucono kwas masłowy do jej zakładu fryzjerskiego, bo nie płaciła haraczu. To regularna przestępczość zorganizowana, jak w latach 90. – wspomina.
Nowa bohaterka Bondy, Lena Silewicz, to młoda policjantka z ambicjami. Po przygodach z „Kolekcjonera lalek”, teraz trafia do szkoły mundurowej w Jeleniogórskim jako wykładowczyni, a zarazem śledcza pod przykrywką. Jej zadanie to odkryć prawdę o śmierci uczennic z tej placówki. – Wszystko wskazuje na seryjnego sprawcę, ale każda śmierć została uznana za samobójstwo albo wypadek – mówi Bonda. Dlaczego Lena działa undercover? – Tylko ktoś z zewnątrz może rozwalić ten system.
Czytaj więcej
Nakręcona na podstawie powieści Wojciecha Chmielarza „Prosta sprawa” w Canal+ to bardzo dobrze sk...