Angielski autor od kilkunastu lat jest przecież numerem jeden wśród pisarzy – tak, to jest właściwe słowo dla jego twórczości – zajmujących się piłką nożną.
Wiemy z jego poprzednich książek, że ma jednocześnie unikalny dar taktycznej analizy gry oraz opowiadania historii o futbolu w różnych częściach świata. Ta książka pokazuje, że jest także prawdziwym archeologiem na miarę Howarda Cartera i Heinricha Schliemanna.
„Nazwiska dawno niesłyszane”. Zaczyna się jak film grozy
Właśnie w Budapeszcie wykopał nazwiska dawno niesłyszane, udowadniając, że gdyby nie kilka osób, które przyszły na świat nad Dunajem jeszcze w XIX wieku, trenerzy z Wysp Brytyjskich nie trafiliby wcale do Budapesztu, nie byłoby węgierskiej „Złotej jedenastki”, a piłka w Ameryce Południowej na pewno nie rozwijałaby się tak prężnie.
Czytaj więcej
Z tą książką chce się chodzić po stolicy i po nowemu patrzeć na jej kamienice, ulice i parki. Ste...
Książka zaczyna się jak film grozy. Wilson zabiera nas bowiem na cmentarz w Budapeszcie, żeby w jego zarośniętych bluszczem zakamarkach szukać śladów życia Imre Hirschla, jednego z tych, których nazwiska zostały niesłusznie zapomniane.