„Pomarańczę Newtona”, najnowszy zbiór wierszy Ewy Lipskiej, otworzyła mi… „Klamka”. Symbolicznie i dosłownie. Bo klamka „Czasem zapada./ Jak głuche milczenie”.
Po tym wierszu przeczytałam zbiór ponownie, kilkakrotnie. I wpadłam.
Zaczęłam postrzegać świat oczyma Lipskiej, filozofki wyznającej stoicyzm, ale nieignorującej emocji. Zwłaszcza tych dostarczanych przez popkulturę.
Poetka nie stosuje wyrazistej frazy, delikatnie rozmywa strofy, unika ostrych znaków przestankowych. Celowo wycisza, urywa wiersze. Topi je w bieżących, błahych wydarzeniach.
Czy może być coś mniej poetyckiego niż przejście przez bramkę wykrywającą metale na lotnisku (tu akurat w Zurychu, ale przecież mogłoby się zdarzyć wszędzie)? Ona z tego wysnuwa poezję. I jednocześnie zdobywa się na dystans do swej twórczości. Pół żartem, pół serio mówi o sobie w utworze „Na spotkaniu autorskim”. Jednocześnie daje do zrozumienia, że poezja – ulotna i trudna do oceny twórczość – dotyka sensu bytu.