Zemsta za wiarę w szczęście

"Piąte dziecko” Doris Lessing przeczytałam, nim autorka została noblistką. Lektura została mi w pamięci, natomiast nazwisko pisarki z niej uleciało.

Publikacja: 30.11.2007 11:35

Zemsta za wiarę w szczęście

Foto: Reuters

Tego dnia, kiedy werdykt ze Sztokholmu obiegł świat, jakiś czas minął, zanim skojarzyłam: ach, to ta niesamowita Angielka. Ta od Bena, piątego dziecka, potworka, który zniweczył spokój Bogu ducha winnej rodziny.

Na drugie wydania prozy Lessing trzeba było trochę poczekać, bo nikt nie był przygotowany na niespodziewany sukces mało znanej poza rodzinnym krajem autorki. Starszej, niemodnej i do szpiku kości brytyjskiej.

Najszybciej zareagował PIW. Dwie książeczki (używam zdrobnienia, bo to chude pozycje kieszonkowe) Lessing przeczytałam jednym tchem. „Podróż Bena” – po raz pierwszy. Okazało się, że to żaden dyptyk. Tomy więcej dzieli niż łączy, poza tytułową postacią. Nie należy doszukiwać się w tych książkach wspólnego przesłania. Są na zupełnie inne tematy. I nierówne literacko.

Napisane w 1988 roku „Piąte dziecko” to arcydzieło. Późniejsza o 12 lat „Podróż Bena” jest niedopracowana, roi się od powtórzeń, akcja kuleje, finał zaś wydaje się aktem rozpaczy ze strony pisarki już na oślep prącej do zakończenia.„Piąte dziecko” od pierwszej strony porywa. Wydarzenia rozwijają się w szaleńczym tempie, klimat gęstnieje i niespodziewanie przeobraża się w horror. Niezwykłe, że nie ma tu cienia fantazji. To proza na wskroś realistyczna. Dramatis personae też nie wyróżniają się niczym szczególnym. Wręcz drażnią dwuwymiarowością. Brak im fantazji, wdzięku, ambicji. Jedyne, czego chcą, to rodzinne ciepełko z gromadką tłustych dzieci.

Harriet i David są nie tylko kwintesencją angielskiej klasy średniej, to reprezentanci minionej epoki, XIX-wieczny relikt nieprzystający do drugiej połowy lat 60. i rewolucji seksualnej. Wtedy właśnie akcja się zaczyna. Zaraz potem ślub, już z potomkiem w drodze. Kolejny rok – znowu Harriet ciężarna i następne maleństwo. Wieloródka wyczerpana po kolejnym porodzie, babka urobiona po pachy przy czwórce wnucząt i dużym domu, wciąż pełnym gości z całej rodziny. Na pozór mało fascynujące problemy.

Jednak Lessing tak spiętrza klocki banałów, że konstrukcja zaczyna się niebezpiecznie chwiać. Czytelnik czuje, że nadciąga katastrofa.

Co stało się jej powodem? Autorka ironicznie stawia diagnozę: „Szczęście. Lovattowie byli szczęśliwą rodziną. To właśnie wybrali i na to zasłużyli”. Harriet i David są skazani na klęskę, bo żyją w fałszywym przeświadczeniu, że raj, który udało im się osiągnąć, został dany raz na zawsze. Nie mają wyobraźni ani instynktu samozachowawczego. Stanowią łatwy cel dla zła.

Już wiadomo, że ciemne siły zaatakują, lecz nikt nie ma pojęcia, pod jaką postacią. Wreszcie jest znak: piąta, niechciana i wyjątkowo bolesna ciąża. Od początku ma dramatyczny przebieg. Jeszcze przed rozwiązaniem dla Lovattów zaczyna się horror. I z każdym dniem po narodzinach piątego potomka groza narasta. „Oboje czuli – skrycie, ponieważ wstydzili się swoich myśli o Benie – że urodził się dzięki własnej sile woli, że dokonał inwazji na ich zwyczajność, bezbronną wobec niego i jemu podobnych”. Czyżby kolejna wersja „Rosemary’s baby”, „Znamienia” lub „Carrie”?Nie. Lessing wpuszcza odbiorcę w zasadzkę. Ben, owszem, jest trochę z piekła rodem, lecz pozbawiony diabelskiej mocy i inteligencji.

Kimkolwiek jednak był, w konsekwencji jego narodzin w rodzinie pojawia się zło. Być może ktoś będzie współczuł Lovattom, ja uważam, że sprowokowali los zarozumialstwem.

Naprawdę godny pożałowania jest bohater drugiej części. W „Podróży Bena” Lessing co krok robi aluzje do „Kandyda”. O ile jednak Wolter ironizował na temat hurraoptymizmu Rousseau, angielska pisarka poraża pesymizmem. Ben-Kandyd nie ma szansy przeżycia na najlepszym ze światów. Każda kolejna przygoda prowadzi go ku ostatecznej klęsce.

Jakby na otarcie łez autorka robi wyjątek dla dwóch osób z dalszego planu – prostytutki i jej alfonsa. Sprowadza ich z manowców na prostą życiową drogę, w efekcie czego były sutener „…zatrudnił takich ludzi, wobec których dawniej czułby się niewiele wart. Korzystał z życia, uwielbiał swojego rolls-royce’a i mercedesa, wzbudzał powszechny szacunek. Jego dzieci chodziły do dobrych prywatnych szkół. Można więc powiedzieć, że ta część naszej opowieści ma szczęśliwe zakończenie”.

Oto jak Lessing zamyka jeden z wątków. Trzeba przyznać, że mistrzowska to kondensacja zdarzeń przy jednoczesnej charakterystyce postaci. Ale na Bena pisarce brak pomysłu. Najpierw piąte dziecko jawi się jako agresywny, pozbawiony uczuć i opóźniony w rozwoju osiłek. Dorosły Ben okazuje się… sympatycznym neandertalczykiem. Z kaprysu losu trafia do epoki o tysiące lat późniejszej niż ta, do której należał.

Pozostając z szacunkiem dla klasy pisarskiej Doris Lessing, sądzę, że science fiction wymieszana z Wolterem to nawet jak dla niej za trudna wolta.

Doris Lessing „Podróż Bena”. Przeł. Anna Gren. PIW, Warszawa 2007

Doris Lessing „Piąte dziecko”. Przeł. Anna Gren. PIW, Warszawa 2007

Tego dnia, kiedy werdykt ze Sztokholmu obiegł świat, jakiś czas minął, zanim skojarzyłam: ach, to ta niesamowita Angielka. Ta od Bena, piątego dziecka, potworka, który zniweczył spokój Bogu ducha winnej rodziny.

Na drugie wydania prozy Lessing trzeba było trochę poczekać, bo nikt nie był przygotowany na niespodziewany sukces mało znanej poza rodzinnym krajem autorki. Starszej, niemodnej i do szpiku kości brytyjskiej.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Literatura
Nie żyje Martin Pollack, pisarz, który ujawniał zbrodnie rodaków-nazistów
Literatura
Bezkarnie gwizdać można było tylko na stadionach
Literatura
Książki roku 2024 według „Rzeczpospolitej”: Czas hybryd i pięknych kundli
Literatura
„Boże Narodzenie w Pradze”. Wigilia w świątyniach czeskiej stolicy
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego