Piękna Jugosławia przed katastrofą

„Czarnobylskie truskawki” to jedna z najgłośniejszych i najzabawniejszych książek o Bałkanach, jakie ukazały się w ostatnich latach. Autorka spisywała wspomnienia, leżąc w londyńskim szpitalu, przekonana, że umiera

Aktualizacja: 04.12.2007 03:05 Publikacja: 04.12.2007 03:03

Piękna Jugosławia przed katastrofą

Foto: Fotorzepa

Książka miała premierę w 2005 r. W ciągu dwóch lat autorka odbyła 200 spotkań z czytelnikami. Często słyszy: „Nareszcie jakaś normalna książka o Bałkanach! Można ją spokojnie dać komuś w prezencie”. Vesna Goldsworthy jest Serbką, ale od 20 lat mieszka w Londynie. Nie planowała wydania „Czarnobylskich truskawek”, to był pamiętnik dedykowany dwuletniemu synkowi.

Tytuł pochodzi od owoców skażonych po awarii ukraińskiego reaktora. Jadła je latem 1986 r., tuż przez wyjazdem do Anglii. – Miałam na myśli zatrute piękno – moją ojczyznę i siebie. – mówi „Rz” pisarka. – Nowotwór jest podstępną chorobą – nie daje objawów, nie boli, ale zagraża życiu. Cienie, które przesłoniły szczęśliwą Jugosławię, też pojawiły się nagle, nie bardzo wiadomo skąd.

Goldsworthy wyłysiała w wyniku chemioterapii, więc zaczęła wiązać na głowie turban. Gdy spojrzała w szpitalne lustro, dostrzegła w twarzy surowe rysy swoich przodków, między innymi pochodzącej z Czarnogóry babki. I zaczęła pisać wspomnienia.

– Jest w języku serbskim takie powiedzenie: „Pamiętam tylko szczęśliwe dni”. Pisząc, uciekałam od bólu i choroby, potrzebny był mi śmiech. Widziałam, jak serbskich i chorwackich emigrantów, którzy przyjechali do Anglii w latach 90., paraliżował smutek. Ja go przeganiałam. Ale wtedy byłam już w dużym stopniu Angielką.

Wyjechała z Belgradu nie z powodów politycznych, z miłości. – Nie byłam uchodźcą, nie przeszłam gehenny. Nawet nie musiałam załatwiać formalności. Po prostu przyniosłam paszport.

W książce pokazuje Jugosławię, którą opuściła jako 24-letnia, niezainteresowana polityką dziewczyna – kraj pełen absurdów, coraz bliższy ekonomicznej zapaści, ale oferujący możliwości i jeszcze pogodny. – Mogliśmy podróżować, studiować w Europie. Moi rodzice, przynajmniej w latach 70., zarabiali wystarczająco dużo, by wysyłać mnie na zagraniczne wakacje i kupować mi włoskie ubrania. A na czym innym mogło zależeć nastolatce z Belgradu? Oczywiście, istniały polityczne restrykcje, tyle że byłam wtedy jak dziecko bawiące się na środku pokoju. Nawet nie wiedziałam, że on ma ściany. Stąd wynika beztroska zapisana w moich wspomnieniach. Ale nie sławię Jugosławii, w książce jest dość aluzji, by nawet mało uważny czytelnik zrozumiał, że było to miejsce przeklęte. Gdyby jugosłowiański świat był idealny, nie rozdarłby się na krwawe strzępy.

Opisując losy przodków, Goldsworthy cofa się o kilka pokoleń. W jej rodzinie mężczyźni ginęli na wojnach, wcześniej zdobywając ziemię za zasługi na polu bitwy. A kobiety, twarde i harde, stawiały czoła wciąż zmieniającej się rzeczywistości.

– Babka Zorka, potomkini jednego z najważniejszych czarnogórskich rodów, do swej śmierci w 1990 r. dzieliła świat na nas – prawosławnych – oraz na nich, czyli wszystkich innych, których nazywała Turkami. Żyła według prawd rodem z imperium tureckiego. Oglądała telewizję i krzyczała: „Czy to Turek? Wyłącz go natychmiast!” A mojego męża straszyła opowieściami o tym, jak niegdyś wrogom obcinano głowy i marynowano je w beczkach.

Mimo to Goldsworthy nie wierzy, że konflikt i agresja są na Bałkanach nieuniknione. W swojej pierwszej książce „Inventing Ruritania” poświęciła rozdział starym nienawiściom. – Już w XIX w. mawiano, że narody bałkańskie od zawsze żyją jak pies z kotem. Jakbyśmy byli genetycznie zaprogramowani do walki. To nieprawda. Ale widz z zewnątrz tego nie zrozumie, tak jak Anglik nie pojmuje różnicy między Słowacją a Słowenią. Ludzie szukają skrótów myślowych. Walczę z uproszczeniami, ale mieszkańcy Bałkanów nie są pomocni. Sami patrzą na wzajemne relacje jak na niekończącą się listę zamierzchłych bitew.

Tymczasem nawet w Londynie, w którym pisarka zamieszkała, bo lubi duże, wielokulturowe miasta, nacjonalizmy są silne. – Potrzebujemy tożsamości, chcemy przynależeć do grupy. Dlatego Szkoci i Walijczycy sławią swoje narody, a somalijskie nastolatki walczą na ulicach z nigeryjskimi. Ale w tym samym mieście Turcy i Kurdowie żyją w zgodzie.

Goldsworthy zaangażowała się w ostatnią wojnę na Bałkanach jako dziennikarka. Przez siedem lat pracowała w londyńskiej rozgłośni BBC. – To był wewnętrzny przymus, chciałam w tym uczestniczyć.

Pracowała na nocną zmianę, sama w studiu, aktualizowała doniesienia o rzeziach. – W Bośni podczas wojny popularne było przekleństwo „Oby twój dom spłonął w CNN”. I mnie się to przydarzyło – miałam rodzinę w Sarajewie, a na ekranie oglądałam znajome ulice i domy. Uczucie jednoczesnej bliskości i potwornego oddalenia było nie do wytrzymania.Autorka mówi, że mimo dostępu do informacji wojna pozostała dla niej niezrozumiała. Z powojennej rzeczywistości Serbii rozumie jeszcze mniej. Pracuje na uczelni, nie śledzi wydarzeń, nie kupuje nowych książek, rodziców w Belgradzie odwiedza raz w roku.

Ale pytana o przyczyny rozpadu Jugosławii, odpowiada zdecydowanie: – Jestem pewna, że to kryzys gospodarczy pociągnął za sobą kryzys polityczny. Gdyby Jugosławia pozostała bogata, a Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie zaczął łożyć na inne kraje wschodniej Europy, ten byt by przetrwał.

Między spotkaniami, w samolotach, szykuje nową powieść. – Cieszę się fikcją, pisanie prawdy wymagało ogromnej dyscypliny.

Wspomnienia. Vesna Goldsworthy

Nie pamiętam, żebym opowieści o bałkańskich wojnach czytała jednym tchem.Vesna Goldsworthy napisała książkę wciągającą i lekką, a jednocześnie poważną i stroniącą od uproszczeń. Sprawy zawiłe i mrożące krew w żyłach autorka traktuje ciepło i z bliska. Rozśmiesza nie czarnym bałkańskim humorem, ale dystansem do siebie. Bierze życie w ironiczny nawias, choć niektóre wyznania musiały ją dużo kosztować. To książka autobiograficzna, obnażenie, ale przeprowadzone ostrożnie i z wyczuciem. Autorka wspomina swoją naiwność, radosne dorastanie w jugosłowiańskim dostatku. Brytyjską wizę dostała po jednej herbatce z konsulem, robiła, co mogła, by stać się Angielką, i dzięki beztroskiemu egocentryzmowi uniknęła wojennych doświadczeń. Tę „nonszalancję” wybaczono jej nawet w powojennej Serbii, która od innych autorów wymaga postawy jednoznacznie patriotycznej. Może dlatego, że emigrantka Goldsworthy nikogo nie ocenia. Pisze prywatnie, jak zwyczajna kobieta, której apokalipsa nie mieści się w głowie. A tłumaczy ją lepiej niż politolodzy.

„Czarnobylskie truskawki”,Czarne Wołowiec, 2007

Książka miała premierę w 2005 r. W ciągu dwóch lat autorka odbyła 200 spotkań z czytelnikami. Często słyszy: „Nareszcie jakaś normalna książka o Bałkanach! Można ją spokojnie dać komuś w prezencie”. Vesna Goldsworthy jest Serbką, ale od 20 lat mieszka w Londynie. Nie planowała wydania „Czarnobylskich truskawek”, to był pamiętnik dedykowany dwuletniemu synkowi.

Tytuł pochodzi od owoców skażonych po awarii ukraińskiego reaktora. Jadła je latem 1986 r., tuż przez wyjazdem do Anglii. – Miałam na myśli zatrute piękno – moją ojczyznę i siebie. – mówi „Rz” pisarka. – Nowotwór jest podstępną chorobą – nie daje objawów, nie boli, ale zagraża życiu. Cienie, które przesłoniły szczęśliwą Jugosławię, też pojawiły się nagle, nie bardzo wiadomo skąd.

Pozostało 88% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski