Ma 80 lat i – jak pisze – obce są mu pisarskie ambicje. A jednak chwycił za pióro, „być może wśród nie całkiem jasnych powodów, dla których spisałem wspomnienia – tłumaczy – jest i ten, żeby cząstka mojego świata zachowała się choćby w tej skromnej formie”. Tak powstało wydane kilka tygodni temu „Moje Podole 1930 – 1945” (Wydawnictwo Nowik sp. j., Opole 2010).
Na okładce niewielkiej, mniej niż 100 stron liczącej, książeczki widnieje drewniany kufer podróżny. Dziś nie spotyka się takich. Przywiózł go w 1921 roku z Ameryki ojciec Jerzego Beskiego – Michał, gdy po ślubie z krajanką, Teklą Kalińską, postanowił zlikwidować swoje interesy w Chicago i wrócić w rodzinne strony. Za przywiezione pieniądze kupił ziemię i dom w Trembowli, w którego części urządził warsztat krawiecki. Miał skończone kursy zawodowe w pobliskich Kopyczyńcach i samym Wiedniu, poza tym praktykę w Ameryce, gdzie był krojczym w dużym zakładzie. W Trembowli zatrudnił sześciu pracowników i zabrał się do szycia garniturów. Otworzył nawet sklep z gotowymi ubraniami, ale się nie dorobił. Rodzina żyła skromnie i oszczędnie.
1939 rok przyniósł zapowiedź katastrofy, która nastąpiła cztery lata później. Skutki zajęcia Trembowli przez Sowietów nie ograniczyły się do zmiany nazwy ulicy, przy której mieszkali: z Zosi Chrzanowskiej (polskiej Joanny d’Arc, która według legendy przeciwstawiła się potędze tureckiej) na Józefa Stalina. Cudem Michał Beski nie został wywieziony, eksmitowano ich jednak jako „burżujów”, a majątek skonfiskowano. Cóż, krawiec nie mógł zapłacić nałożonej na niego kontrybucji w wysokości 10 tys. rubli. Wstyd powiedzieć, nie mógł zebrać i 100 rubli. A zaświadczenie o „nałożonym podatku” znalazło się w kufrze przywiezionym przez ojca Jerzego Beskiego z Ameryki, a następnie przez jego synów – Jerzego i Stanisława – z Podola na Śląsk Opolski.
„Na tym kufrze są dwa zatrzaski chwytające wieko – opowiada Jerzy Beski. – Sprężyście zaskakując i odskakując, zatrzaski wydają ostry ni to świst, ni to zgrzyt. Nie wiem, dlaczego lubiłem ten dźwięk i często, do znudzenia, wprawiałem te dziwne instrumenty w ruch. Mogę to robić i teraz, po upływie prawie 80 lat. Kaprys losu zrządził, że z całego majątku rodziny ostał się tylko ten kufer, ten jeden jedyny przedmiot”.
Kazimierz Wierzyński, znakomity polski poeta, jeden z najlepszych tomów wierszy, z 1964 roku, zatytułował „Kufer na plecach”. Oto fragment tytułowego utworu:
[i]Kufer, mój wielki majątek,