Czytanie rozmów z Markiem Nowakowskim jest przeżyciem równie pasjonującym, co czytanie jego książek. Ma się poczucie obcowania z tym rodzajem bezinteresownej szczerości i natężonej uwagi, który zdarza się bardzo rzadko.

Nowakowski był – wciąż trudno się przyzwyczaić do czasu przeszłego – niezwykle wnikliwym obserwatorem. Jego pisanie brało się przecież z życia, bliskie było rzeczywistości, choć zwykle tej z poziomu ulicy, nie salonu. Od czasów Prusa stał się najbardziej konsekwentnym piewcą Warszawy. On, chłopak z podwarszawskich Włoch, pokochał ją, choć była to trudna miłość. Ale jestem przekonany, że to właśnie z jego książek kolejne pokolenia będą się dowiadywać, jak zmieniała się w XX wieku stolica. Jednocześnie był też Nowakowski uważnym obserwatorem świata polityki i obyczajów. Ale chociaż nie ma wątpliwości, jakie miał poglądy, zupełnie pozbawiony był żółci i odruchu moralizowania. Mimo że dorobek i wiek by go do tego predestynowały.

I wszystko to widać w tomie rozmów „Okopy Świętej Trójcy" składającym się z wywiadów z pisarzem przeprowadzonych przez Krzysztofa Świątka (i publikowanych wcześniej w „Tygodniku Solidarność"). Nowakowski mówi tam i o rodzinnych Włochach, i o kolegach złodziejach. Bodaj pierwszy raz wyjaśnia tak dokładnie, dlaczego w PRL niezwykle interesujący ludzie lądowali na przestępczym marginesie. Mówi o zwyczajnym urzędniku z sąsiedztwa, który wadził się z Bogiem, czytając pisma ateistów i Ojców Kościoła. Ale także o prezesie związku literatów Janie Józefie Szczepańskim, który po pięćdziesiątce był tak wysportowany, że uratował topiącego się w fiordzie, czemu przyglądało się prezydium światowego Pen Clubu. Wreszcie o katastrofie smoleńskiej, przemianach obyczajów, moralnej zgniliźnie polskiej polityki, schamieniu języka, o „Solidarności" i solidarności. O tych wszystkich sprawach, którymi na co dzień żyjemy. Ale chociaż jesteśmy w nich zanurzeni i wydaje nam się, że wiemy o nich wszystko, Nowakowski uświadamia nam, że tak nie jest. Jeśli to ma być rodzaj testamentu, bo książka ukazuje się już po śmierci autora, to jego przesłanie brzmiałoby: warto trzymać się zasad i szanować wszystkich, nawet tych, z którymi fundamentalnie się nie zgadzamy.