Występ wirtuoza gitary 26 sierpnia 2006 r. w cyklu „Przestrzeń wolności” z okazji rocznicy powstania NSZZ „Solidarność” był jednym z największych wydarzeń muzycznych ostatnich lat. Po sensacyjnym koncercie Pink Floyd na Live 8 to od Gilmoura zależała przyszłość legendarnej grupy. On zaś zdecydował się na solową płytę „On an Island” i solowe występy.
Kiedy rok temu ukazał się podwójny album DVD „Remember That Night. Live at The Royal Albert Hall”, będący rejestracją koncertowych poczynań muzyka w 2006 r., polscy fani z zainteresowaniem oglądali londyński show, ale największe emocje budził w nich kilkudziesięciominutowy reportaż „Dzielenie się chlebem. Picie wina”. Jego finał – po obrazach z Lyonu, Florencji i Wenecji – rozgrywał się w Gdańsku. Wzruszająca była scena lądowania prywatnego odrzutowca Gilmoura na gdańskim lotnisku im. Lecha Wałęsy i pejzaż portowych żurawi. Gitarzysta z dumą przejeżdżał przez historyczną bramę Stoczni Gdańskiej i chwalił się, że Lech Wałęsa upił go sznapsami.
Gdy jednak pierwsze emocje opadły, można było odczuć zawód, że tylko kilka polskich scen zmieściło się w dokumencie o tournée, którego największym wydarzeniem był właśnie występ w Trójmieście. Przecież tylko tam Gilmour zgromadził 50 tysięcy fanów, wcześniej decydując się jedynie na kameralne koncerty.
Teraz zeszłoroczne rozczarowanie wynagradza sensacyjna informacja, że gdański koncert zostanie uhonorowany osobnym, ekskluzywnym albumem. Pierwszym w historii światowego show-biznesu z polską nazwą w tytule, bo krążek zarejestrowany w Stoczni Gdańskiej przez Jeana-Michela Jarre’a był dystrybuowany wyłącznie na naszym rynku. Są w historii rocka słynne płyty koncertowe „Made in Japan”, „Made in Osaka” – teraz na szczycie list przebojów pojawi się płyta nagrana w Gdańsku!
Zapowiadając „Live in Gdańsk”, David Gilmour powiedział: – To był mój pierwszy występ w Polsce i miałem obawy, czy dam radę uświetnić rocznicę jednego z najważniejszych wydarzeń w historii współczesnej Europy. Gdańska stocznia jest miejscem symbolicznym i koncert w niej był dla mnie wielkim zaszczytem. Byłem również podekscytowany faktem, że towarzyszył mi przyjaciel Zbigniew Preisner. Dzięki pomocy jego oraz Orkiestry Filharmonii Bałtyckiej pierwszy raz mogłem wykonać na żywo mój album „On an Island” w takiej wersji, jaką zrealizowałem w studio.