Talent tego szwajcarskiego kompozytora potwierdzają nie tylko liczne płyty (gra na nich np. na instrumentach dętych, szarpanych czy smyczkowych), ale też ci, którzy z Andreasem Vollenweiderem chcieli współpracować, a są to m.in. Bobby McFerrin, Luciano Pavarotti, Brian Adams, Milton Nascimento czy Hans Zimmer.

Jak to zazwyczaj bywa wielcy współpracują z wielkimi – muzycy, dla których nie jest najważniejsza produkcja przeboju, lecz sam proces tworzenia muzyki, potrafią docenić podobnych sobie. A Szwajcar z pewnością należy do tych twórców chcących z muzyki wyczarować całe pejzaże. Potwierdzają to jego koncept albumy, których nie da się słuchać urywkami, bo to spójne historie. Co ciekawe, ludzki głos pełni w nich tylko rolę dodatku – Vollenweider traktuje go jako instrument i odważnie przetwarza komputerowo. I jest w tym konsekwentny – od albumu „Eine Art Suite in XIII Teilen” (1979) do „AIR” (2009).

Wbrew wszystkim współczesnym specjalistom od marketingu ta muzyka się podoba i sprzedaje. Wydarzeniem był np. polski koncert na festiwalu Wrocław Non Stop, na który posłuchać elektroakustycznej harfy przyszło 20 tysięcy osób.

Najbliższy koncert – w Sali Kongresowej – jest częścią nowej minitrasy. Szwajcar zagra także w Poznaniu i Katowicach.

[i]Andreas Vollenweider, Sala Kongresowa, PKiN, Warszawa, pl. Defilad 1, niedziela (14.03), godz. 19[/i]