Reklama
Rozwiń

Płyta Santany to wirtuozerski popis mistrza gitary

Muzyk nagrał nagrał „Guitar Heaven” z rockowymi evergreenami – w duetach z Joe Cockerem, Scottem Weilandem, Chrisem Cornellem i Rayem Manzarkiem. Dla naszych czytelników mamy trzy płyty

Publikacja: 01.12.2010 15:14

Płyta Santany to wirtuozerski popis mistrza gitary

Foto: AP

Już słyszę jęki zawiedzionych, którzy mówią: i znowu sięgnął po cudze piosenki i zaśpiewał je z zaproszonymi gwiazdami.

Zobacz na Empik.rp.pl

Ale señor Santana zwykł mawiać: jeżeli chcesz grać muzykę, musisz trafić do serca słuchacza najprostszą drogą. „Guitar Heaven” jest kolejnym strzałem w dziesiątkę, choć lepiej, gdyby na płycie nie było „While My Guitar Gently Weeps” The Beatles.

Nowa interpretacja powstała z myślą o komercyjnym radiu. Czego tu nie ma! Popowy śpiew Indii Arie, partia wiolonczelisty Yo-Yo Ma, komputerowa perkusja, gitara flamenco, klawesyn w stylu Stonesów. Konstrukcją przypomina „Stairway to Heaven” Zeppelinów. Ale do siódmego nieba daleko.

Za to resztę można jeść łyżkami. Ma rację gitarzysta, gdy mówi, że kompozycje, które wybrał, są w historii rocka tym, czym Mona Lisa w malarstwie.

Reklama
Reklama

 

 

Na pierwszym miejscu stawiam muzyczną ucztę trzech herosów Woodstock ,69, czyli „Little Wing” Hendriksa. Joe Cocker, mistrz wokalnych reinterpretacji, zaśpiewał rewelacyjnie. Santana potwierdził, że był godny jomplementów króla gitary.

– Nasze taksówki spotkały się przed studiem nagraniowym – wspomina. – Jimi otworzył mi drzwi i powiedział: „Carlos Santana? Kocham to, jak dobierasz dźwięki!”.

Kolejną okazją do spotkania gigantów lat 60. jest „Riders on the Storm”. Partię wokalną zaśpiewał Chester Bennington. Gitarzysta pełnił rolę szamana ożywiającego ducha muzyki Morrisona. Na organach zagrał Ray Manzarek z The Doors.

– Nowa wersja jest naprawdę psychodeliczna – cieszy się Santana. – Gwarantuje odlot bez konieczności używania pejotlu i meskaliny. Określiliśmy nasze wykonanie jako świetlny show dla niewidomych!

Reklama
Reklama

Wielu fanów rocka zdziwi, że Santana nie znał wcześniej „Back in Black” AC/DC.

– Słuchając tej piosenki, poczułem się jak buldog, który zerwał się z łańcucha – zachwala dynamikę kompozycji.

Sporym zaskoczeniem może być udział w nagraniu rapera Nasa. Jego rymy mają moc perkusji.

Wśród najlepszych utworów warto wymienić „Can’t You Hear Me Knocking” The Rolling Stones. Już w oryginale pobrzmiewały nuty samby i grały latynoskie bongosy. Santana je wzmocnił, a Scott Weiland zaśpiewał ostrzej niż Jagger. „Whole Lotta Love” Zeppelinów przypomniał Chris Cornell i gdyby tego nagrania posłuchał Jimmy Page, wiedziałby, kogo zaprosić do Zeppelinów w miejsce Roberta Planta.

Santana, jedna z najważniejszych postaci show-biznesu, imponuje skromnością. Uczy pokory, wpędza w zakłopotanie pyszałków. Za każde pytanie dziękuje, o ludziach mówi per brat lub siostra.

Zawsze podkreślał, że bez inspiracji innych byłby nikim. Kiedy pytałem go przy okazji premiery albumu „All That I Am” (2005), co myśli o sobie, powiedział:

Reklama
Reklama

– Przypomina mi się widok Champs Elyssées w Paryżu. Na tę aleję spływają samochody z innych ulic. Czy powiedziałem coś o sobie? Tak, jestem artystą, na którego wpływ miało wielu mistrzów. Kiedy zaczynałem, słuchałem Petera Greena, potem Wayne’a Shortera. Mógłbym wymienić wiele nazwisk. Carlos Santana to wielu ludzi w jednym ciele i pod jednym nazwiskiem.

 

 

Jednym z jego ulubionych słów jest „światło”. Być może dlatego, że dzieciństwo spędził w meksykańskich slumsach. Sprzedawał na ulicy gumę do żucia, grał melodyjki za centa. Jako nastolatek występował w spelunkach. Gdy stał się milionerem, stworzył charytatywną fundację, która czerpie dochody ze sprzedaży butów, gadżetów, a także z sieci restauracji Maria-Maria.

– Chodzi o kształcenie młodych, żeby żyli świadomie, wyzbyli się złości, która bierze się z braku świadomości i wiedzy o człowieku – mówił „Rz”. – W mieście, gdzie się urodziłem, utrzymuję szpital, wspieramy walkę z AIDS w Afryce. To jest mój wkład w cywilizowanie świata.

Reklama
Reklama

 

 

Światową gwiazdą stał się po koncercie w Woodstock.

– Kiedy teraz oglądam siebie w telewizji, to jakbym widział innego, ogarniętego ekstazą faceta – wspominał. – Wcale nie gra na gitarze. Chce okiełznać elektrycznego węża, który wije mu się w rękach.

Z początku myślał, że narkotyki wzbogacają życie duchowe. Ale zniszczyły radość życia.

Reklama
Reklama

– Nawiedzały mnie koszmary, budziłem się z krzykiem.

W comebacku pomógł mu Clive Davis, z którym podpisał kontrakt na debiutancki album (1969). 30 lat później stworzyli razem „Supernatural”. Santana zagrał z Robem Thomasem, Lauryn Hill, Wyclefem Jeanem i Erikiem Claptonem. Zdobył aż osiem nagród Grammy.

– Odnowiłem kontakt ze słuchaczami – powiedział.

W 2007 r. rozpadł się związek muzyka z żoną Deborah. Przeżyli wspólnie 34 lata, mieli trójkę dzieci. Nazywał ją światłem prowadzącym przez życie. Wyciągnęła go z dna. W pamiętnikach Deborah ujawniła, że mąż ją zdradzał. Przeprosiny nie wystarczyły.

W tym roku Santana oświadczył się na scenie perkusistce Cindy Blackman tuż po tym, jak zagrała solówkę w „Corazon Espinado”.

Reklama
Reklama

– Na Cindy i mnie spłynęło błogosławieństwo i pozwoliło nam się odnaleźć – powiedział w charakterystyczny dla siebie sposób. – Nasza miłość jest darem wszechświata. Chcemy się nią z wami podzielić.

Już słyszę jęki zawiedzionych, którzy mówią: i znowu sięgnął po cudze piosenki i zaśpiewał je z zaproszonymi gwiazdami.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Reklama
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Kultura
Biblioteka Książąt Czartoryskich w Krakowie przejdzie gruntowne zmiany
Kultura
Pod chmurką i na sali. Co będzie można zobaczyć w wakacje w kinach?
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama