Prince - książę ma ambicje zostać królem pop

Prince, jedna z najbardziej intrygujących postaci światowego show-biznesu, wydaje równocześnie dwa albumy – funkowy i rockowy. Premiera już w najbliższy wtorek.

Aktualizacja: 27.09.2014 18:29 Publikacja: 27.09.2014 18:00

Prince w towarzystwie instrumentalistek 3rd Eye Girl

Prince w towarzystwie instrumentalistek 3rd Eye Girl

Foto: materiały prasowe

Miles Davis uznał go za najważniejszego artystę muzycznej przyszłości. Faktycznie, nie ma barwniejszej, bardziej złożonej i wszechstronnej gwiazdy. Potrafi grać na gitarze jak Jimi Hendrix, a komponować szlagiery jak Michael Jackson czy Earth Wind & Fire. Zawsze zaskakuje płytami i koncertami, których nie daje wiele. Dlatego tak wielkim wydarzeniem był jego show na Openerze w 2011 r.

Megagwiazdą został po wydaniu „Purple Rain" (1984). Płyta, której towarzyszył film, tylko w USA sprzedała się w ponad 10 mln kopii i przez 24 tygodnie okupowała pierwsze miejsce notowania „Billboardu". W pierwszym tygodniu rozeszła się w 1,5 mln egzemplarzy. Nagrodzony Oscarem film zarobił 80 mln dolarów.

Zobacz zdjęciaNiewolnik

Mając na koncie takie sukcesy, potrafił walczyć nieustępliwie o swoją niezależność, jakby był punkowcem z Jarocina. Dwie dekady temu poczuł, że traci kontrolę nad własną karierą. Zawładnęła nią – w związku z zapisami kontraktu fonograficznego – wytwórnia Warner. Prince protestował, występując z napisem „niewolnik" na czole.

– Ludzie uważają, że jestem ostatnim idiotą, pisząc sobie na twarzy „niewolnik" – powiedział w 1996 r. w wywiadzie dla „Rolling Stone". – Ale nie mogąc robić tego, czego chcę – kim jestem? Jeśli artyście nie daje się spełniać marzeń, staje się niewolnikiem. To był również mój przypadek. Nie posiadałem praw do swojej muzyki.

Stało się to po podpisaniu lukratywnego kontraktu w 1992 r. Gdy doszło do sporu, Prince zaprzestał używania swojego pseudonimu, zastępując go charakterystycznym symbolem przypominającym egipski znak życia anch, który miał zmniejszyć zyski koncernu z płyt. Warner odpowiedział usunięciem albumów artysty z dystrybucji. Wtedy Książę samodzielnie wydał  piosenkę „The Most Beautiful Girl in the World", Warner zaś zablokował sprzedaż płyt wydanych również z symbolem artysty.

Prince w marcu tego roku doszedł do porozumienia z Warnerem także dlatego, że zmienił się właściciel koncernu. Wolność okazała się dla Prince'a zbawienna. Wydał od razu dwie płyty. Łączy je kompozycja „FunkNRoll". Płyta solowa „Art Official Age" jest niepowtarzalną muzyczną wyprawą, jaką mógł przygotować wyłącznie Prince: połączył brzmienia disco i elektroniczne w niezwykle nowoczesny sposób. Kiedy zaprasza nas na parkiet, czyni to ustami raperów albo językiem operowych wokaliz.

Na deser dostajemy jego falset podany w orientalnym aranżu. Takim wielosmakowym tortem jest „Art Official Cage". Pomysłów starczyłoby na cały album. Na płycie są funkujące i fortepianowe ballady, a także jazzujące frazy w „Breakfast Can Wait". Imponuje wielogłosowość kompozycji oraz połączenie elektroniki z akustycznymi instrumentami („What It Feels Like").

Płyta „Plectrumelectrum" nagrana z żeńskim trio 3rd Eye Girl jest bardziej tradycyjna. Rozpoczyna ją gitarowy blues „Wow", a „Pretzelbodylogic" jeszcze mocniej nawiązuje do hard i glam rocka. To muzyka, która spodoba się również fanom T-Rex i Queen. Prince imponuje gitarowymi umiejętnościami – riffami i solówkami. Album urozmaicają kompozycje lżejsze nawiązujące do The Beatles. Koniec jest funkowy, a w „Marz" pojawia się nawet stylistyka punk.

– Nikt nie gra tak jak one – tak Prince zachwala 3rd Eye Girl. – Niektórzy próbują, ale im nie wychodzi. Uwielbiam uczyć się od młodych. Ja już stworzyłem swoją historię i dziedzictwo. Czas na nie.

Rzeczywiście, perkusistka Hannah Ford Welton, gitarzystka Donna Grantis i funkowa basistka Ida Nielsen są niesamowite.

Pozyskanie Prince'a przez Warnera jest ważnym sukcesem dla całego przemysłu fonograficznego, ponieważ upokarzany Książę był niebezpieczny i mściwy jak ranny lew. Jeszcze podczas sporu z Warnerem dołączył 3 mln darmowych CD „Planet Earth" do brytyjskiego dziennika „Daily Mail". Licencję sprzedał za 250 tys. funtów. Ta premiera okraszona została komentarzem, że ceny kompaktów są zbyt wysokie, a pieniądze z kieszeni melomanów wcale nie płyną na konta artystów, lecz korporacyjnej biurokracji i jej szefów.

Kpił sobie wtedy z wszystkiego i wszystkich. Atakował nowe pole zarobków przemysłu fonograficznego, czyli internet.

– Jest skończony – ogłosił. – Przypomina MTV, które kiedyś było na czasie, a potem wyszło z mody. Nie wiem, dlaczego miałbym oddawać swoje nagrania bez zaliczki do takich portali jak iTunes. Przecież nie płacą mi żadnej zaliczki.

Romans z Madonną

W 2004 r. na złość płytowym wydawcom postanowił dołączyć album „Musicology" jako darmowy upominek do biletu na własne koncerty. I na nich właśnie zarabiał, inkasując blisko 800 tysięcy dolarów za wieczór. Łącznie ze sprzedażą sklepową płyta rozeszła się w 1,9 mln egzemplarzy. Niby nie za wiele, ale Prince wynegocjował sobie 7 dol. od albumu, gdy zazwyczaj artyści dostają tylko 2 dol. od jednej kopii. Dzięki temu, z rocznymi wpływami 60 mln dol., Prince zajął pierwsze miejsce na liście najbardziej dochodowych artystów świata, wyprzedzając Madonnę.

Był czas, że na niej też sobie używał. Na początku posądzano ich o romans, na co dowodem miał być duet z 1985 r. „Love Song". Po latach Prince oskarżył Madonnę o niecne sprawki również dlatego, że jej relacje z Warnerem były nazbyt poprawne.

– Była dobrze opłacana, chociaż inni sprzedawali więcej płyt i harowali wieczorem na koncertach – ironizował Prince. Kiedy królowa pop przyszła zobaczyć Księcia w Madison Square Garden, powiedział, że ma więcej przebojów niż ona dzieci, co było aluzją do licznych adopcji gwiazdy.

– Kiedy się spotykaliśmy, przypominał małego trolla – odgryzała się Madonna. – Kiedy jadłam, on siorbał herbatkę. Tacy ludzie zawsze są kłótliwi.

Na koncertach Prince umie zarabiać jak nikt inny. Do Europy za często nie przyjeżdżał. A kiedy się już pojawił, zachowywał się jak król na objeździe. Ustanawiał rezydencje. W Londynie dał serię 21 koncertów. Kosztowały 31,21 funta, co było aluzją do tytułu płyty „3121", hollywoodzkiego adresu gwiazdy i jednego z biblijnych wersetów.

Atakowany, że zarabia na fanach krocie, odpowiadał:

– Zajmuję się głównie tym, żeby dobrze opłacić moich muzyków. Oni zarabiają więcej niż ja! – mówił.

Wiara czyni cuda

Nawet jeśli nie jest to prawdą, stara się uchodzić za osobę religijną. Nie od początku. Kiedyś epatował seksualnością. Religijne fascynacje ujawnił w 1987 r., kiedy nagrał ociekający seksem „Black Album". W ostatniej chwili doznał objawienia, że produkcja jest dziełem szatana, odwołał premierę i w siedem tygodni nagrał album „Lovesexy". Pokazał się na okładce nagi jak aniołek, ale głównym tematem albumu był dualizm świata, dobro i zło.

Teraz Prince dba o wizerunek pobożnego świadka Jehowy. Przemiana nastąpiła po śmierci synka – ledwie tydzień po jego urodzinach. Przyszedł na świat z nieuleczalną chorobą, jako dziecko z drugiego małżeństwa z chórzystką Mayte Garcią. Związek nie przetrwał dramatu, rozpadł się. Długie rozmowy z Larrym Grahamem, słynnym basistą Sly and the Family Stone, świadkiem Jehowy, doprowadziły do tego, że Prince też został jehowitą. Członkinią Kościoła uczynił Brię Valente, tancerkę i wokalistkę, z którą jest od czterech lat.

– Nie zmieniłem się, tylko zrealizowałem swoje marzenia – powiedział na temat swojej wiary. – To jest taka sama historia jak z Neo i Morfeuszem w „Matriksie".

Muzyk stara się być posłusznym członkiem Kościoła. Nie tylko chodzi na msze, ale i puka od czasu do czasu do drzwi prywatnych domów, by, jak to określa, podyskutować o wierze. Czasami bywa radykalny w swoich religijnych poglądach. Chociaż operacja biodra nie łączy się z transfuzją, nie poddał się jej, bo uznał, że nie byłoby to zgodne z zasadami świadków Jehowy. W tytułowej kompozycji „Planet Earth" śpiewał o tym, jak bardzo powinniśmy dbać o naszą planetę i być gotowi na spełnienie proroctwa o Królestwie Bożym na Ziemi.

Obecnie znak towarowy Prince'a jest chroniony przez amerykański urząd patentowy.

– Nazwałem swojego syna Prince, by wszystko to, co chce zrobić, było możliwe – powiedział ojciec muzyka. Na razie marzenia ojca się spełniają.

Miles Davis uznał go za najważniejszego artystę muzycznej przyszłości. Faktycznie, nie ma barwniejszej, bardziej złożonej i wszechstronnej gwiazdy. Potrafi grać na gitarze jak Jimi Hendrix, a komponować szlagiery jak Michael Jackson czy Earth Wind & Fire. Zawsze zaskakuje płytami i koncertami, których nie daje wiele. Dlatego tak wielkim wydarzeniem był jego show na Openerze w 2011 r.

Megagwiazdą został po wydaniu „Purple Rain" (1984). Płyta, której towarzyszył film, tylko w USA sprzedała się w ponad 10 mln kopii i przez 24 tygodnie okupowała pierwsze miejsce notowania „Billboardu". W pierwszym tygodniu rozeszła się w 1,5 mln egzemplarzy. Nagrodzony Oscarem film zarobił 80 mln dolarów.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"