Terence Blanchard - rozmowa

Trębacz Terence Blanchard, który w sobotę zainauguruje Jazz Jamboree, mówi Markowi Duszy o muzyce i kinie.

Publikacja: 07.11.2014 08:12

Terence Blanchard (rocznik 1962), wybitny trębacz, kompozytor, zaczął karierę w 1980 r. w orkiestrze

Terence Blanchard (rocznik 1962), wybitny trębacz, kompozytor, zaczął karierę w 1980 r. w orkiestrze Lionela Hamptona. Od 1990 r. prowadzi własne zespoły. Trzynaście razy nominowany, zdobył pięć nagród Grammy, napisał muzykę do 45 filmów, nagrał 32 albumy.

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Rz: Jest pan chyba jedynym jazzmanem, który ma bogatszą filmografię niż dyskografię. Skąd pana popularność wśród reżyserów?

Terence Blanchard:

Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, nie robiłem przecież dwóch fakultetów. Przede wszystkim traktuję swoje albumy bardzo poważnie, nie wchodzę do studia kilka razy w roku, nawet nie co roku. Mam więcej czasu na przemyślenie koncepcji swojej muzyki i pisanie do filmów. Czasem dostaję trzy propozycje w roku.

Zobacz galerię zdjęć

Jak zaczął pan karierę kompozytora soundtracków?

Spike Lee poprosił mnie, żebym zagrał na fortepianie muzykę do jego filmu „Rób, co należy". Spodobało mu się i zamówił oryginalne kompozycje do „Jungle Fever" („Malaria"). Wcześniej miał premierę „Mo' Better Blues" („Czarny blues"), gdzie moje utwory wykonał zespół Branforda Marsalisa, w którym zagrałem na trąbce.

Czym się różni pisanie muzyki do filmu od tej na płytę?

Najważniejsza różnica to intencja, technika komponowania jest taka sama. W filmie muszę zwracać uwagę, jak muzyka odnosi się do historii opowiadanej na ekranie. Pisząc dla swojego zespołu, wyrażam swoją ekspresję i myślę o tym, żeby zostawić miejsce dla muzyków, którzy ze mną występują.

W pana zespołach zawsze grają młodzi, niezwykle utalentowani muzycy. Jak ich pan dobiera?

Nie robię przesłuchań; jeśli usłyszę kogoś, kto ma serce do jazzu, zapraszam go do wspólnych występów. Ci, z którymi wyruszam w trasy koncertowe, zawsze poruszają mnie do głębi.

Urodził się pan w Nowym Orleanie. Jakie to ma dla pana znaczenie?

Zasadnicze. To wspaniałe miasto, kolebka amerykańskiej muzyki, nie tylko jazzu. To tygiel wielu różnych kultur. Chociaż najsłynniejsza dzielnica nazywa się French Quarter, widać tam elementy hiszpańskiej architektury. Silniejsze niż gdzie indziej są wpływy amerykańskich Indian i coraz większe Koreańczyków. Kubańczycy są wyraźniej zauważalni w muzyce. Wszystko to dzieje się w jednym miejscu. Kocham to miasto i jestem dumny z tego, że w nim mieszkam.

Jaka jest dziś pozycja jazzu w Ameryce?

Jest dla nas tym, czym muzyka klasyczna dla Europejczyków. Popularność jazzu się zmienia. Teraz najpopularniejszy jest pop, co jest zasługą telewizji. Ale jazz ma tylu zwolenników, ?że możliwe jest organizowanie wielu festiwali, nawet ?w takich miejscach jak Hollywood Bowl.

Jak pan postrzega te zmiany popularności jazzu?

Z mojego punktu widzenia sytuacja niewiele się zmienia. Jazz jest dla mnie bezpieczną przystanią. Sprzedaż moich płyt nigdy nie była duża, ale utrzymuje się na stałym poziomie. Stale koncertuję w USA i na całym świecie. Artysta, który sprzedał milion egzemplarzy albumu, bardzo rzadko powtarza taki sukces. A płyty Johna Coltrane'a i Milesa Davisa stale się sprzedają. Niektóre moje także.

Dlaczego dziś nie ma w jazzie takich osobowości jak właśnie Davis i Coltrane?

Nie zgadzam się, mamy wielu wielkich twórców, choćby Herbiego Hancocka i Wayne'a Shortera: tworzą wspaniałą muzykę, mówi się o nich. Może nie mają takiego wpływu na innych artystów jak kiedyś Miles i John, ale i czasy się zmieniły. Jest wielu znaczących muzyków, którzy silnie oddziałują na jazz. Mam na myśli perkusistów Erica Harlanda i Hendricka Scotta, z młodego pokolenia trębacza Ambrose'a Akinmusire'a i saksofonistę Waltera Smitha III. Wielu młodych chce grać tę muzykę, bo daje im ona wolność, wnoszą w nią energię i nowe pomysły. Ich znaczenie nie jest mniejsze od tego, które miał Miles w ich wieku.

Czy publiczność jazzowa w Ameryce różni się od europejskiej?

Amerykanie podchodzą do muzyki kompleksowo, wszechstronnie, Europejczycy z większą pasją, czuję to wyraźnie w czasie moich występów i doceniam. Chcę dodać, że na wszystkich kontynentach nasi słuchacze mają wielkie serce dla jazzu.

Jazz ma dziś kontekst społeczny podobnie jak w latach 50. ?i 60.?

Oczywiście, nie da się go oddzielić od muzyki, ona opowiada o tym, kim jesteśmy i co robimy.. Ale nie jest tylko dokumentem czasów, w których żyjemy, prowokuje sytuacje, zachęca do wyrażania własnych poglądów i uczuć.

Co dała panu gra w zespole Art Blakey Jazz Messengers, który był uważany za najlepszą szkołę jazzu?

Nie tylko był wyjątkową szkołą dla jazzmanów. Był laboratorium eksperymentów dla młodych i doświadczonych muzyków. Art Blakey niesamowicie silnie nas motywował, chciał, żebyśmy sięgali muzyką gwiazd. Sugerował, żebyśmy odnaleźli siebie w kompozycjach. A sam był charyzmatycznym liderem. Dawał nam szansę do poszukiwania indywidualnego, oryginalnego głosu. Pozwalał prowadzić zespół, jak chcieliśmy, pisaliśmy swoje aranżacje, sami zapowiadaliśmy utwory, to się dziś nie zdarza. Na koncertach usuwał się w cień. Traktował nas poważnie. Wychował jazzmanów wielkiego formatu: Lee Morgana, Clifforda Browna, Freddiego Hubbarda, Wayne'a Shortera.

W programie JJ 2014

Projekt „Magnetic" Teren- ce'a Blancharda otworzy w sobotę w Teatrze Capitol 56. Jazz Jamboree. 2 grudnia zagra wirtuoz gitary Tommy Emmanuel. 27 listopada poznamy młodego pianistę Enrico Zanisiego. Maria Sadowska wystąpi 9 grudnia, a jej gościem będzie Urszula Dudziak. W „Podróż dokoła mózgu" zabiorą nas Milo Kurtis i Orkiestra Naxos (22.11), a pia- nista Janusz Szprot przedstawi program „From Turkey with Jazz" (25.11). 12 grudnia usły- szymy utwór „Great Spinning" Jerzego Kornowicza. Duetem fortepianowym z Krzysztofem Sadowskim swoją książkę będzie promował Krzysztof Karpiński (15.11). Więcej na: jazz-jamboree.pl

Rz: Jest pan chyba jedynym jazzmanem, który ma bogatszą filmografię niż dyskografię. Skąd pana popularność wśród reżyserów?

Terence Blanchard:

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla