Nie po raz pierwszy wrocławski festiwal wyszedł na ulice miasta. Nigdy jednak wcześniej koncert zorganizowany pod gołym niebem nie był tak ściśle związany z wysublimowanym programem całej Wratislavia Cantans. Nie wprowadzono taryfy ulgowej, by dostosować się do gustów masowej widowni.
Mieszkańcom Wrocławia, którzy w sobotni wieczór przyszli pod katedrę na Ostrowiu Tumskim, nie zaoferowano klasycznych hitów w rodzaju „O sole mio”. Nie było też popularnych piosenek przearanżowanych dla operowych solistów. Zamiast tego była finezyjna, barokowa muzyka Händla oraz arie i duety z jego oper. I okazało się, że może się to spodobać tak licznej publiczności.
Nie zabrakło, co prawda, dodatkowej atrakcji: pokazu sztucznych ogni, które rozświetliły niebo nad wrocławską katedrą. Ale wpisał je w swą partyturę sam Georg Friedrich Händel, komponując w 1749 r. „Muzykę sztucznych ogni”. Utwór sławiący potęgę brytyjskiego władcy Jerzego II jest kompozycją podniosłą, ale nie tylko fajerwerki stanowią o jej wartości.
Na Ostrowiu Tumskim nawet przy nie najlepszym nagłośnieniu można było docenić precyzję brzmienia dawnych instrumentów dętych, na których grali członkowie Wrocławskiej Orkiestry Barokowej i brytyjskiego zespołu Gabrieli Players pod batutą Paula McCreesha. W innej kompozycji Händla przeznaczonej do wykonywania w plenerze – „Muzyce na wodzie” – większe pole do popisu miały instrumenty smyczkowe.
Prawdziwą ozdobą wieczoru była zaś świetnie dysponowana Olga Pasiecznik, która techniczną sprawnością, a zwłaszcza finezją, lekkością i urodą głosu we fragmentach oper Händla zdystansowała kontratenora Daniela Taylora.