Czy współcześnie w czasach Instagrama, Facebooka, YouTube’a, rozwoju cyfrowej i wirtualnej rzeczywistości plakat ma jeszcze rację bytu?
Mamy obecnie zupełnie inne czasy niż kiedy rodziła się polska szkoła plakatu w latach 60. XX wieku. Wtedy plakaty powstawały na zamówienie teatru, filmu i innych instytucji kulturalnych – u grupy artystów grafików, którzy zajmowali się ich projektowaniem. Dziś plakat stał się medium społecznym, lustrem naszej rzeczywistości i każdy może go zrobić, jeżeli chce o czymś zakomunikować lub wyrazić, co go boli. I może sam rozpowszechnić go na różne sposoby, np. wrzucając do mediów społecznościowych.
Oczywiście nadal plakaty są też zamawiane u artystów, ale widzimy, że wiele projektów nadesłanych na Biennale powstało z potrzeby wypowiedzi osobistej i to jest cenne.
Pozakonkursowy główny pokaz odbywa się na ASP, w Pałacu Czapskich. W tym budynku mamy też jeszcze dwie inne bardzo ważne wystawy: wybitnego polskiego grafika Mieczysława Wasilewskiego, któremu w tym roku rektor ASP w Warszawie przyznał Nagrodę Honorową im. Józefa Mroszczaka oraz wystawę szwajcarskiego artysty Niklausa Troxlera, który w 2025 roku otrzymał zaszczytny tytuł doktora honoris causa ASP w Warszawie.
A nie jako odpowiedź na konkursy ogłaszane przez Biennale?
Niekoniecznie na konkursy. Plakat od zawsze jest komunikatem między nadawcą i odbiorcą, posługującym się przekazem wizualnym. Podobnie jak cała sztuka, przecież już prehistoryczne malowidła z jaskini w Lascaux były pewnego rodzaju komunikatem, bo te zwierzęta rysowane na ich ścianach informowały, ile ludzie ich zdobyli.
Ale zarazem, jak mówię, mamy inne czasy, więc sposób komunikowania zmienił się. I wszystkie plakaty – te zamawiane przez instytucje i tworzone dla wyrażenia własnej wrażliwości na otaczającą rzeczywistość pojawiają się często najpierw w mediach społecznych, ale to nie podważa racji bytu plakatu ani sensu organizowania Biennale.