Blada Dama, Nietwarzowy, Tygrysi Chłopak to tylko niektórzy magiczni mieszkańcy Londynu, z którymi musi się zmierzyć posterunkowy Peter Grant. Desygnowany do sprawy znikających jazzmanów odkrywa, że ledwo poruszył ten kamień, roi się pod nim od wampirów i chimer. W powieści „Księżyc nad Soho”, stanowiącej drugi tom rozrośniętego cyklu urban fantasy Bena Aaronovitcha, policja londyńska zatrudnia czarownika i jego ucznia do rozwiązywania spraw magicznych. Wskutek wypadków znanych z pierwszej części cyklu „Rzeki Londynu” mistrz trochę słabuje i adept musi sobie radzić sam.
„Księżyc nad Soho” ma wszystkie zalety „Rzek Londynu”: wartką akcję, wyrazistych bohaterów, znajomość Londynu, nienachalny humor, który można wziąć za angielski. Rzuca się w oczy też dobra znajomość jazzu. Aaronovitch, gdy nie pisze ani nie promuje swoich książek, jest księgarzem, przeto dłubanie w archiwach jest jego żywiołem.
Czytaj więcej
Dzieje Programu Manhattan są jedną z kluczowych opowieści XX w. Dobrze, że Jonathan Fetter-Vorm n...
Podkoloryzowany magicznie Londyn niby nie różni się od tego, który znamy, chyba że weźmiemy pod uwagę katastrofy prokurowane przez istoty nie z tego świata. Im dalej w cykl, tym takich epizodów więcej. Detektyw Grant odnotowuje dziwaczność tych występków, a nawet zbrodni, oraz indywiduów, które za nimi stoją. Dużo tu pokpiwania z procedur policyjnych i z samej policji londyńskiej, która musi mierzyć się z wyjątkowo odrażającymi czynami; Aaronovitch przedstawia je jednak bez zbędnych, a bulwersujących szczegółów.
Ktoś napisał, że Grant to taki Harry Potter zatrudniony w policji. Nawet jeśli to prawda, „Księżyc nad Soho” nie jest książką dla dzieci.