Z zadowoleniem opowiadał, jak w nowojorskim Museum of Modern Art pewna staruszka, zwiedziona podobieństwem fizjonomii, zagadnęła go: „Przepraszam, czy pan Woody Allen?”. Obu artystów łączył zmysł absurdalnego humoru. Mieszkający od dawna w Londynie pianista kolekcjonował nie tylko egzotyczne maski, ale również dowcipy rysunkowe i lapsusy z gazet, pisał też purnonsensowe wiersze. Z okazji 85. urodzin, mówiąc o swoim poczuciu spełnienia, zażartował: „Mógłbym umrzeć, ale co i rusz nie pozwalają nagłe sprawy”.
W dużej mierze samouk, osiągnął sukces nieoczywistą drogą. Urodzony na Morawach, pobierał w dzieciństwie lekcje fortepianu, ale nie miał okazji obcować z muzyką wyższego lotu. Kiedy ojciec prowadził hotel na chorwackiej wyspie Krk, do Alfreda należało nakręcanie gramofonu, by goście mogli posłuchać na przykład Jana Kiepury: „Brunetki, blondynki”...
Czytaj więcej
Wykonawstwo historyczne jest coraz popularniejsze. Mam ogromną satysfakcję, gdy po koncercie ktoś...
Później rodzic został w Zagrzebiu kierownikiem kina. To wpoiło nastolatkowi fascynację filmem, a ówczesne zetknięcie z totalizmem ustaszów i nazistów wszczepiło mu niechęć do przynależności grupowych. Tuż po wojnie w Grazu indywidualizm kazał też dorastającemu Alfredowi porzucić regularne lekcje fortepianu. Odtąd bywał jeszcze adeptem kursów mistrzowskich, ale wykorzystując magnetofon otrzymany w prezencie, sam stał się sobie najsurowszym mentorem. Nawet po zakończeniu olśniewającej kariery, puszczając uczniowi swoją płytę, w pewnym trudnym pianistycznie miejscu stwierdził: „Powinienem zacząć od zera”. Kariera ta zaś, rozpoczęta sukcesem 18-latka na konkursie w Bolzano, trwała prawie 60 lat.