[b]Właśnie wydana składanka „Love, Love Love, The Very Best.Love” nie jest dla starych fanów T.Love. To raczej uśmiech w stronę tych najmłodszych. Tyle że słuchając twoich tekstów, mam wrażenie, że masz młodym sporo do zarzucenia.[/b]
[b]Muniek Staszczyk:[/b] Mój syn ma 19 lat, córka 15. Obserwuję zwłaszcza kolegów syna. I widzę, że T.Love jest dla nich muzyką, z której się nie śmieją. Oczywiście nie znają też tekstów na pamięć. Duża część z nich ma jednak szacunek. Bywa, że pytają Janka „Ej, kiedy twój stary gra w Stodole? Bo bym się wybrał”.
U polskich dzieciaków jest wiele pozytywnego myślenia i parę denerwujących spraw. Pierwsza to krótka pamięć. W Anglii każdy małolat wie, kto to jest David Bowie czy Marc Bolan. W Polsce myślą, że muzyka zaczęła się od Red Hot Chilli Peppers. I, niestety, bezkrytycznie łykają to, co mówi telewizja. Za moich czasów jej się nie tykało. Oznaczała reżim.
[b]Do mediów miało się dystans?[/b]
Owszem. Tymczasem grupa uczniów z liceum napisała do mnie e-mail, pytając, czy może wykorzystać moją piosenkę i czy nie zechciałbym pomóc im w przygotowaniu się do jednego z tych telewizyjnych konkursów talentów. Wymiękłem. Bo niby T.Love, rock’n’roll i tak dalej, a nie widzą obciachu związanego z występowaniem w takim miejscu. Martwi mnie także sztuczne dzielenie muzyki. Ci, którzy słuchają Happysad i Pidżamy Porno, nie lubią hip-hopu. Środowisko hiphopowe rewanżuje się etykietką „brudasy”.