To było dla mnie szokujące – podsumowała swój sobotni występ Nneka. Dla publiczności najwyraźniej też. Przez cały koncert w Palladium między sceną a widownią dosłownie iskrzyło. Nieporównywalnie bardziej niż na odbywających się niemal równolegle koncertach w Proximie i Stodole.
[srodtytul]Prawda uwiera [/srodtytul]
Już pierwsze takty otwierającej wieczór, leniwej improwizacji brazylijskiego gitarzysty wywołały euforię, która osiągnęła szczyt, gdy Nneka pojawiła się na scenie wraz z pierwszymi taktami „Wake Up”. Rootsowa pulsacja, głównie za sprawą obsługującego instrumenty klawiszowe Jamajczyka, była doskonałą pobudką. Następujący po niej „Walking“ porównać można tylko z kalorycznym śniadaniem, które dostarczyło kilowatów energii tańczącej pod sceną publice.
Szybko mieliśmy się jednak przekonać, że występ Nigeryjki to nie tylko doskonałe odtworzenie piosenek z płyt. Nneka, której teksty zawierają ogromne pokłady emocji i wrażliwości, niemal po każdej piosence zaciągała rozpędzonym muzykom hamulec ręczny i tłumaczyła przekaz danego utworu. Dzięki rozczulającej naturalności i świetnemu kontaktowi z widownią nie zaburzyło to w żaden sposób dynamiki show. Czasem jednak niewygodna prawda, którą wyśpiewywała Nneka, uwierała w sumienie, nie pozwalając oddać się nieskrępowanej niczym zabawie.
Wokalistka umiejętnie mieszała klimaty. Świetnie wypadło akustyczne „Come With Me” czy „Suffri”, które dzięki zmienionej linii melodycznej i zupełnie nowej aranżacji stało się, ku zaskoczeniu wszystkich, rasowym ska. Artystka oczarowała Warszawę. Jej dwugodzinny występ był fascynującym spotkaniem nie tylko z soulem, ale także afrobeatem, reggae oraz hip-hopem.