Pierwsze wzmianki o Dżemie można znaleźć już w 1973 roku, a ponieważ muzycy nadal występują, gromadząc wszędzie pełne sale, trudno uciec od słowa „fenomen”. Bo jak inaczej nazwać zespół, który gra od 36 lat i na którego koncerty przychodzą dziś już wnuki pierwszych fanów. Mało tego, ciągle nagrywa przeboje, jak choćby ostatni „Do kołyski”, przez długie tygodnie utrzymujący się na szczycie Listy Przebojów Trójki. Kiedy w ubiegłym roku wystąpili jako support przed koncertem Erica Claptona w Gdyni, publiczność nie miała wątpliwości – to był wybór najlepszy z możliwych.
„Mówi się o nich – polscy Rolling Stonesi. I faktycznie – coś w tym jest – pisze krytyk muzyczny Jan Skaradziński. – Choćby ze względu na źródła muzyki, żonglowanie stylami, konsekwencję. Ze względu na staż, a także skomplikowane, nie wolne od dramatów dzieje”. Pierwszym dramatem było zmaganie się Ryszarda Riedla z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu, co rusz wstrzymujące karierę zespołu, ale z drugiej strony – stanowiące dla niego samego źródło muzycznych i literackich inspiracji.
Przegrał walkę 30 lipca 1994 roku, bezpośrednią przyczyną śmierci była niewydolność serca. Przy mikrofonie zastąpił go Jacek Dewódzki, który występował z Dżemem do 2001 roku. Potem wybór zespołu padł na Macieja Balcara. Tłumy na koncertach wskazują, że był to strzał w dziesiątkę.
Ale w 2005 roku członków grupy dotknęła kolejna tragedia. W wypadku samochodowym ich busa zginął Paweł Berger, dobry duch zespołu, znakomity klawiszowiec i kompozytor. Zawiesili działalność na kilka miesięcy. Obecnie pracują nad nową płytą. Oprócz Balcara Dżem tworzą dziś Beno Otręba, Adam Otręba, Jerzy Styczyński, Zbigniew Szczerbiński i Janusz Borzucki. Trzeba być na ich koncercie, by zrozumieć, dlaczego ich występy wciąż cieszą się takim powodzeniem. Mają w repertuarze wielkie przeboje, a w oczach – niesłabnącą pasję grania. Młodzi mogą im tylko zazdrościć.
[i]Dżem – bez prądu