Potrafi pogodzić występy w filmach ambitnych, docenianych na festiwalach, i w hollywoodzkich superprodukcjach. Mistrz ról drugoplanowych, które pozostają w pamięci.
Mężczyzna w średnim wieku, słusznej postury, niezbyt wyróżniający się urodą, za to obdarzony bystrym, inteligentnym spojrzeniem i dobrodusznym wyrazem twarzy, który zyskał mu przydomek „irlandzkiego Depardieu”. Gleeson nie musi się ścigać z młodymi. Ma ustaloną pozycję i kilka naprawdę ważnych atutów – niebywałą wszechstronność, doskonały, wypracowany w teatrze warsztat i wrodzony talent.
Był świetny jako porywczy i żądny zemsty Menelaus w głośnej „Troi” (2004) Wolfganga Petersena, krzyżowiec Reynald de Chatillon w „Królestwie niebieskim” (2005) Ridleya Scotta albo dobry czarodziej Alastor „Szalonooki” Moody w kolejnych częściach ekranizacji książkowego bestsellera o przygodach Harry’ego Pottera.
Gleesonowi, który jest dublińczykiem, w ojczyźnie najwięcej uznania przyniosła rola Michaela Collinsa, irlandzkiego bohatera narodowego, polityka i założyciela IRA, w telewizyjnym filmie „The Treaty” z 1991 roku. Pojawił się też w epizodzie w zrealizowanym pięć lat później kinowym „Michaelu Collinsie” z Liamem Neesonem w roli tytułowej.
Krytycy wysoko ocenili także kreację Gleesona w opartym na faktach „Generale” (1998) Johna Boormana – biograficznej opowieści o irlandzkim gangsterze Martinie Cahillu. Ostatnio twarz aktora – o, ironio – zaczęła się Brytyjczykom kojarzyć z Sir Winstonem Churchillem, którego Gleeson zagrał w telewizyjnym filmie „W czasie burzy” (2009). Za tę rolę otrzymał nagrodę Emmy i kilka nominacji, m.in. do Złotego Globu.