A jak odnalazłby się w naszych czasach Tadeusz Łomnicki?
W drugiej połowie lat 80. szukał młodych, żeby z nimi pracować. A kiedy był moim nauczycielem na początku lat 70., powiedział mi na ucho: „Ja mam w dupie, co masz w środku. Ma być ciekawie i efektownie". W takim teatrze, jaki tworzy Warlikowski, świetnie by się odnalazł. Zespół byłby nim zachwycony. Niejednemu młodemu aktorowi opadłaby szczęka, ponieważ był mistrzem wielkich amplitud emocjonalnych. Pewnie walczyłby z Krzysztofem, gryźliby się, ale łączyłaby ich obopólna fascynacja. Nie grał przecież realistycznie. W najczystszym i najpiękniejszym tego słowa znaczeniu był cyrkowcem. Uważał, że aktor idzie po ziemi, ale za sekundę musi być gotowy do lotu w kosmos. Zaskakujący, nieprzewidywalny efekt był dla niego najważniejszy. Dzisiaj mówi się, że Arturo Ui to genialna rola, ale przecież w środowisku szeptano, że to małpiarstwo. Konflikt między dwoma wielkimi mistrzami – Holoubkiem i Łomnickim – nie był tylko psychologiczny. Holoubka uważano za aktora nowoczesnego, Łomnickiego zaś – za XIX-wiecznego. Całkiem bez sensu. Przecież on był już w drodze do teatru postdramatycznego, jaki mamy dzisiaj.
Jak pan zapamiętał Teatr Na Woli za dyrekcji Łomnickiego?
Niechętnie do tego wracam, bo ta dyrekcja w przykry sposób się skończyła. Ale nawet dziś, gdy przejrzy się repertuar i przypomni, ile tam było prapremier – wystarczy wspomnieć „Do piachu" Różewicza, nie ma wątpliwości, że to jedna z najciekawszych scen lat 70. w Polsce. Wtedy pytano, dlaczego poszedłem do tego czerwonego teatru? Dla mnie to był naturalny artystyczny wybór. To, że Tadeusz Łomnicki był członkiem Komitetu Centralnego PZPR, niespecjalnie mnie interesowało. Wielka aktorka i opozycjonistka Halina Mikołajska zawsze o nim serdecznie mówiła. Przez cały czas moich kontaktów z Łomnickim nie miałem kłopotów z jego partyjnością. Było mi przykro, jak widziałem, gdy przewodniczy, pożal się Boże, obradom zjazdu PZPR. Patrzyłem na wielkiego polskiego aktora, który był wtedy nie na swoim miejscu. Ale w środowisku panował nieformalny bojkot. Łomnicki miał kłopoty ze skompletowaniem zespołu. Jednak nie chodziło tylko o politykę, o to, że członek KC załatwił sobie teatr. Jego się bano jako tytana pracy i bezkompromisowego artysty.
Adam Ferency
W kinie możemy go obecnie oglądać w „1920 Bitwie Warszawskiej". Zagrał krwistą rolę Bukowskiego – czekisty polskiego pochodzenia. Na dużym ekranie dał się poznać w najważniejszych filmach przełomu lat 70. i 80. – „Gorączce" Holland, „Przypadku" Kieślowskiego, „Matce Królów" Zaorskiego i „Przesłuchaniu" Bugajskiego. Oglądaliśmy go w serialach „Kryminalni", „Niania". Teraz gra w „Układzie warszawskim". W warszawskiej PWST był uczniem Tadeusza Łomnickiego. Znalazł się też w jego zespole w Teatrze Na Woli. Wystąpił tam w spektaklach: „Wcześniak" Zaorskiego, „Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" Kutza, „Do piachu" Łomnickiego i „Amadeuszu" Polańskiego. Był aktorem Teatru Współczesnego w Warszawie, obecnie w stołecznym Dramatycznym.
To aktor, który odnajduje się zarówno w przedstawieniach Macieja Englerta, Antoniego Libery, jak i Krystiana Lupy oraz Krzysztofa Warlikowskiego. U tego ostatniego gra obecnie w „Opowieściach afrykańskich wg Szekspira". Wcześniej kreował Prospera w „Burzy".
Układ warszawski | tvn | 12.35 | SOBOTA | 22.10 | NIEDZIELA
Niania | tvn 7 | 15.40 | SOBOTA | 16.10 | NIEDZIELA
Palimpsest | tvp 1 | 23.15 | PONIEDZIAŁEK
Pożegnanie jesieni | Kino Polska | 0.10 | PONIEDZIAŁEK Kino Polska | 0.05 | CZWARTEK
Przeprowadzki | Kino Polska | 6.10, 22.15 | WTOREK Kino Polska | 9.35 | ŚRODA