Monika Olejnik zapytała dziś w Radiu ZET byłego wicemarszałka Sejmu i profesora biologii o to, czy w warunkach przedłużającej się zimy należy pomagać zwierzętom. – Znowu powiem, że nie i znowu rozpęta się piekło. Nie powinno się dokarmiać zwierząt, zwłaszcza ptaków, ale efekt będzie taki, że powiedzą, że jak Mao Tse Tung jestem za wytępieniem wróbli. Więc boję się rozmawiać na ten temat – odpowiedział Stefan Niesiołowski.
Niesiołowski podkreślił, że to co mówi, wynika z wiedzy dotyczącej zasad doboru naturalnego. – Mechanizm w przyrodzie jest inny niż u człowieka. Człowiek złamał te zasady, dobór naturalny nie działa, bo chodzi o to, żeby wszyscy przeżyli. Natomiast przyrodzie chodzi o to, żeby przeżył najlepiej przystosowany, najsilniejszy. Dokarmiając, człowiek łamie te zasady – mówił poseł Platformy Obywatelskiej i przyznał, że jego słowa „mogą zabrzmieć nieludzko".
- Boję się, że ta rozmowa nie będzie pretekstem, żeby powiedzieć, że Niesiołowski nie jest za tym, żeby wyginęły z mrozu biedne bociany i sarenki – zastrzegł dzisiejszy „Gość Radia ZET", który przypomniał, że po jego wypowiedzi o szczawiu i mirabelkach Antoni Dudek porównał Polskę do głodu w stalinowskiej Rosji, a "obłudny" Paweł Kowal powiedział, że Niesiołowski jest przeciwnikiem dokarmiania dzieci.
Stwierdził, że jego słowa o dokarmianiu zwierząt dotyczą przede wszystkim ptaków żyjących w miastach. – Kawki, gawrony, sikorki, sroki, gołębie, kaczki... to słowa to już się boję wymówić... one konsumują większość tego pokarmu, który ludzie im dają. Jak się te ptaki dokarmia, to się łamie zasady selekcji i doboru naturalnego. Ptaki nie podlegają tym zasadom, którym podlega człowiek. Ptaki dobijają swoje pisklęta, potrafią słabsze wyrzucić z gniazda, zjadają je. Tego u ludzi nie ma, więc patrzenie na przyrodę tak, że jeż na kolcach zanosi jabłka do norki jest absurdalne – argumentował Stefan Niesiołowski.