Ma pan kalendarz pełen koncertów w Polsce i za granicą. Czy to efekt niemieckiej nagrody ECHO dla pana i albumu „Imaginary Room"?
Adam Bałdych
: To jedna z najważniejszych europejskich nagród muzycznych, z pewnością dała mi nowe kontakty za granicą. A ponieważ jestem pierwszym Polakiem, który ją otrzymał, również u nas wiele osób zwróciło uwagę na moją muzykę.
Jaka była pana droga do jazzu?
Jak każdego europejskiego muzyka: przez edukację klasyczną, którą nawet lubiłem. Jednak nauczyciele zauważyli, że zaczynam improwizować. Zdarzało mi się zapomnieć nuty w utworze Bacha, ale nie przerywałem i grałem swoje. Akompaniatorzy bali się występów ze mną, a jurorzy konkursu w Poznaniu, w którym zająłem III miejsce, docenili moją muzykalność, jednak sposób gry był dla nich nie do przyjęcia. Wywołało to we mnie bunt i wtedy nagle odkryłem jazz. W Gorzowie Wielkopolskim, gdzie mieszkałem, trafiłem na koncert. Dostrzegłem dziwną, nieznaną mi energię. W tym, co grano, była wolność wynikająca z improwizacji. Później muzycy powiedzieli mi, że najważniejsze jest kreowanie własnego stylu. Sam zacząłem grać jazz, co doprowadziło do wydalenia mnie ze szkoły muzycznej.