Adam Bałdych - rozmowa

Adam Bałdych, jazzowy artysta roku, opowiada Markowi Duszy o tym, jak rozbił o ścianę skrzypce i zbudował na nowo.

Aktualizacja: 04.11.2013 14:53 Publikacja: 04.11.2013 07:28

Skrzypek i kompozytor otrzymał nagrodę Grand Prix Jazz Melomani jako artysta roku 2012.

Skrzypek i kompozytor otrzymał nagrodę Grand Prix Jazz Melomani jako artysta roku 2012.

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Ma pan kalendarz pełen koncertów w Polsce i za granicą. Czy to efekt niemieckiej nagrody ECHO dla pana i albumu „Imaginary Room"?

Adam Bałdych

: To jedna z najważniejszych europejskich nagród muzycznych, z pewnością dała mi nowe kontakty za granicą. A ponieważ jestem pierwszym Polakiem, który ją otrzymał, również u nas wiele osób zwróciło uwagę na moją muzykę.

Jaka była pana droga do jazzu?

Jak każdego europejskiego muzyka: przez edukację klasyczną, którą nawet lubiłem. Jednak nauczyciele zauważyli, że zaczynam improwizować. Zdarzało mi się zapomnieć nuty w utworze Bacha, ale nie przerywałem i grałem swoje. Akompaniatorzy bali się występów ze mną, a jurorzy konkursu w Poznaniu, w którym zająłem III miejsce, docenili moją muzykalność, jednak sposób gry był dla nich nie do przyjęcia. Wywołało to we mnie bunt i wtedy nagle odkryłem jazz. W Gorzowie Wielkopolskim, gdzie mieszkałem, trafiłem na koncert. Dostrzegłem dziwną, nieznaną mi energię. W tym, co grano, była wolność wynikająca z improwizacji. Później muzycy powiedzieli mi, że najważniejsze jest kreowanie własnego stylu. Sam zacząłem grać jazz, co doprowadziło do wydalenia mnie ze szkoły muzycznej.

Pamięta pan swój pierwszy jazzowy występ?

To była letnia scena plenerowa w Gorzowie Wielkopolskim. Przygotowałem z dużo starszymi kolegami program złożony ze standardów. Podobno nie wystawałem wiele ponad wieżę wzmacniacza i kolumny głośnikowej.

Improwizacje nie były obce twórcom dziś uważanym za klasyków.

W pewnym okresie improwizacja była fundamentem muzyki, szkoda, że nie rozwija się jej we współczesnej edukacji. Instrumentalistom zabiera się wolność, oni przestali ufać swojemu muzycznemu instynktowi. Zostało to zastąpione interpretacją i próbami odczytywania tego, co zapisane w nutach. Takie wykonania są pozbawione kreacji własnego stylu wynikającego z brzmienia.

Wziął pan rozbrat z muzyką poważną?

Wcale nie. Wracam do klasycznych inspiracji, choć patrzę z innej perspektywy. Współpracuję z twórcami muzyki współczesnej, takimi jak Andrzej Bauer i Cezary Duchnowski. Przygotowuję projekt z Pawłem Hendrichem, który przedstawimy w listopadzie na festiwalu muzyki współczesnej w Toruniu. Moje skrzypce będą pełnić rolę kontrolera urządzeń elektronicznych. Chciałbym wskrzesić ideę recitalu skrzypcowego, w którym pokażę tradycyjne i zupełnie nowe możliwości skrzypiec.

Studiował pan w Berklee College of Music w Bostonie?

Niezupełnie. W tym samym czasie dostałem stypendium do Bostonu i dostałem się na Akademię Muzyczną w Katowicach. Grałem też z zespołem Up To Date i zdecydowałem, że ważniejsze są studia w Polsce, a do Berklee pojechałem na wakacyjne kursy. Bardziej przyciągał mnie Nowy Jork i tamtejsze sceny klubowe. W połowie studiów poleciałem pierwszy raz i wracałem w każde wakacje, grając na jam session z różnymi muzykami. Po studiach pojechałem do Nowego Jorku na dłużej.

Co panu dał pobyt w Ameryce?

Zrozumiałem, jak różne są kultury i jak łatwo komunikują się ze sobą w muzyce. Tylko Nowy Jork daje możliwość poznania muzyki świata w tak krótkim czasie. Podczas jednego jam session można spotkać artystów z trzydziestu krajów i zauważyć, że każdy ima inną ideę tworzenia sztuki. Wtedy łatwiej sobie uświadomić swoje miejsce i tożsamość. Tam po raz pierwszy zadałem sobie pytanie: Skąd jestem? Z czego składa się moja osobowość, moja historia? Jako dzieciak grałem krakowiaczki i oberki w zespole ludowym. Nagle w Nowym Jorku te dźwięki zaczęły do mnie wracać, podpowiadać, że to moja historia. I chociaż nie zamierzam grać krakowiaków na jazzowo, to w muzyce zacząłem mocno odnosić się do polskiej tradycji. Nie czuję w tym obciachu, wręcz przeciwnie, o ile robi się to na miarę naszych czasów.

Jak przyjmowano artystę z Polski ze skrzypcami?

Zaskakująco dobrze. Gitarzysta Rafał Sarnecki, który wtedy przebywał w Nowym Jorku, powiedział mi, że nie było tam wcześniej muzyka, który w krótkim czasie zrobił tyle zamieszania. Rzeczywiście, już po miesiącu dostałem propozycję występów w tak znaczącym klubie jak Smalls z Taylorem Eigsti, Gretchen Parlato czy Joe Sandersem. Byłem dla nich atrakcją. Myślę, że jest luka pomiędzy muzykami takimi jak Jean Luc Ponty, Michał Urbaniak i Didier Lockwood, którzy na nowo zdefiniowali brzmienie jazzowych skrzypiec, a młodym pokoleniem. Teraz najważniejsza jest tam Regina Carter i Mark Feldman, potem nie ma nikogo. Kiedy pojawia się skrzypek z Europy, wzbudza zainteresowanie.

Dlaczego skrzypce tak rzadko są wykorzystywane w jazzie?

Zostały wyraziście zdefiniowane przez muzykę klasyczną i skrzypkom nie jest łatwo wyjść poza schemat. Ja zacząłem tworzyć własne brzmienie na skrzypcach elektrycznych, grałem np. muzykę rockową, używając kostki gitarowej. Po przygodzie z elektronicznymi przystawkami trafiłem do Nowego Jorku. Na jam session musiałem dojeżdżać do klubów metrem i trudno mi było zabierać ze sobą wzmacniacz i zestaw urządzeń. Szybko zrozumiałem, że elektronika nie jest mi potrzebna. Ale wcześniejsze doświadczenia sprawiły, że inaczej frazowałem, inaczej myślałem o improwizowaniu. Kontakt palców ze strunami skrzypiec daje możliwość kreowania tak wielu brzmień, jak w żadnym innym instrumencie. Od zawsze czułem, że skrzypce można zdefiniować na nowo. Wiele lat temu rozbiłem ten instrument o ścianę, aby z jego części zbudować go na nowo. W taki sposób, jak ja go czuję i co pozwoli mi przekazać całą prawdę o sobie i jak czuję świat.

Skrzypek naszych czasów

Muzyk (ur. 1986) kontynuuje tradycję polskich skrzypiec w światowym jazzie. Adam Bałdych ystępował już jako nastolatek, wziął udział w nagraniu albumu Jarosława Śmietany „Tribute to Seifert". W USA grał w klubach i wydał entuzjastycznie przyjęty album „Magical Theatre". Krytyk Robert Sutton zaliczył go do najważniejszych odkryć jazzowych 2011 r. Po jego występie na Berlin Jazz Fest gazeta „FAZ" pisała: „Adam jest najbardziej rozwiniętym technicznie skrzypkiem naszych czasów". W 2012 r. wydał w Niemczech płytę „Imaginary Room", za którą otrzymał nagrodę niemieckiego przemysłu muzycznego ECHO Jazz. Dwukrotny laureat Grand Prix Jazz Melomani, wcześniej jako debiutant roku, niedawno jako artysta roku 2012. We wtorek wystąpi w Klubie Kultury Saska Kępa w Warszawie, a w niedzielę na festiwalu Jazz Jantar w Gdańsku.—m.d

Ma pan kalendarz pełen koncertów w Polsce i za granicą. Czy to efekt niemieckiej nagrody ECHO dla pana i albumu „Imaginary Room"?

Adam Bałdych

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"