Przerażenie, niepewność, obawa o bliskich, a potem dzika radość. Tak wyglądały godziny oczekiwania w hali przylotów rodzin i bliskich pasażerów lotu 16 z Newark na Okęcie na pokładzie boeinga 767 w barwach LOT. Kapitan Tadeusz Wrona brawurowym lądowaniem uratował 231 pasażerów, sadzając na pasie 100-tonowego kolosa z zepsutym podwoziem.
Synowie dolecieli
– Idą wreszcie! – krzyknęła pani Tatiana ze łzami w oczach, gdy zza drzwi w hali przylotów wybiegli jej dwaj kilkuletni synowie: Konrad i Paweł. Przylecieli z Nowego Jorku z ojcem, ale ten został jeszcze w środku, bo czekał na bagaże.
– Nie było tak strasznie. Robiliśmy wszystko, co kazała obsługa na pokładzie. Nie baliśmy się znowu tak bardzo – zapewniali chłopcy dziennikarzy.
Starsi nie kryli strachu. Aleksander Pinno schował nawet paszport za koszulą. Jak nam powiedział, żeby w razie katastrofy można było łatwo zidentyfikować zwłoki.
Czy od teraz będzie bał się latać samolotami?