33-latek nie kwestionował swojej winy i skorzystał z możliwości dobrowolnego poddania się karze 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata. Jego wspólnik nie przyznał się do popełnienia przestępstw. Grozi mu kara do 8 lat więzienia.
Śledztwo w tej sprawie było prowadzone od maja 2011 roku. Z ustaleń śledczych wynika, że 33-letni właściciel autokomisu wspólnie z 61-letnim właścicielem warsztatu samochodowego, ubezpieczali sprowadzone z Litwy pojazdy, a następnie pozorowali ich pożar. Policja udowodniła dwa takie przypadki.
Z zebranych materiałów wynika, że pierwszy pożar auta, który miał miejsce w lipcu 2009 roku upozorowali obaj mieszkańcy Ostródy. Wówczas na jednym z parkingów w Morągu spalił się Chrysler. Agent ubezpieczeniowy przeprowadzając oględziny auta, stwierdził, że doszło do spalenia w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej. Firma ubezpieczeniowa wypłaciła 50 tys. złotych.
Do drugiego zdarzenia doszło w listopadzie 2010 roku. Tym razem na parkingu w Małdytach spaliła się Honda Odysey. Podobnie jak w Morągu przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej stwierdził, że przyczyną zdarzenia było zwarcie instalacji elektrycznej. Tym razem firma ubezpieczeniowa wypłaciła prawie 42 tys. złotych.
Aby potwierdzić podejrzenia śledczych, co do przyczyny obu zdarzeń, powołano biegłego z zakresu pożarnictwa. Wykluczył on, aby doszło w nich do zwarcia instalacji. Stwierdził, że doszło do podpalenia.