Mistrzyni wyłudzeń i kamuflażu

W ciągu kilku lat Agnieszka B. zbudowała gigantyczną siatkę współpracowników oszukujących banki.

Publikacja: 24.05.2014 00:00

Mistrzyni wyłudzeń i kamuflażu

Foto: Fotorzepa

Gotówkę z banków, kredyty na zakup samochodów, sprzętu AGD i komputerów na masową wręcz skalę wyłudzał gang, w którym pierwsze skrzypce grała Agnieszka B. Zasięg procederu i liczba zaangażowanych w niego osób jest szokująca: ponad 100 słupów, dziesięciu werbowników, blisko pół miliona wyłudzonych kredytów i czuwająca nad tym 36-latka.

Wyznanie gangstera

– Agnieszce B. postawiliśmy ponad 400 zarzutów, jej przyjaciel i najbliższy współpracownik Roman M. ma ich ok. 150. Podejrzani o udział w grupie przestępczej, która dokonywała wyłudzeń kredytów, są także werbownicy i podstawione osoby, tak zwane słupy – mówi „Rz" prowadzący śledztwo Konrad Gołębiowski z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.

Tylko dzięki jego dociekliwości udało się ustalić, jak wyglądał proceder, bo chociaż nadużycia wyglądały na ordynarne, to pojedynczo nie robiły wrażenia. Ich skala stała się widoczna dopiero wtedy, gdy śledczy powiązali je w całość i odkryli siatkę obejmującą cały kraj.

Kim jest główna podejrzana, Agnieszka B.? Ma 36 lat, wykształcenie podstawowe, blond włosy, dwucentymetrowe tipsy i ubrania błyszczące od cekinów.

– Wygadana, arogancka, bezczelna – opisują ją byli współpracownicy. Zdaniem śledczych grała pierwsze skrzypce w gangu, który wyłudzał z banków pieniądze na wszystko, co się da.

Pierwszy sygnał o nadużyciach pojawił się przypadkiem. Pewnego dnia Krzysztof S., skruszony przestępca z gangu mokotowskiego podejrzany m.in. o handel narkotykami, zaczął sypać. Wyznał wszystkie swoje „grzechy" i od niechcenia rzucił: jeszcze z Agnieszką B. zrobiłem kilka kredytów.

Wiosną 2010 r. kobieta została zatrzymana, a w jej mieszkaniu odkryto prawdziwe archiwum: mnóstwo najróżniejszych dokumentów, w tym NIP-y firm, bankowe wezwania do zapłaty, druki ZUS. Widniały na nich różne nazwiska osób, jak można sądzić, ze sobą niezwiązanych.

Z tych strzępków informacji prokurator Gołębiowski wytypował listę nazwisk i „na piechotę" – bo w Polsce brak jednej bazy zawierającej takie dane – rozesłał, za zgodą sądu, zapytania do banków. Strzał był celny, a banki potwierdziły, że wskazane osoby dostały kredyty na podstawie zaświadczeń o zarobkach z firm figurujących na znalezionych u B. dokumentach. Po sprawdzeniu okazało się, że rzekomi biznesmeni to słupy, a ich firmy to wydmuszki powstałe w jednym celu: by oskubać bank.

Dziś wiadomo, że najniżej w hierarchii grupy były słupy, wyżej wyszukujący ich werbownicy, a na górze Agnieszka B., która zdaniem śledczych odgrywała główną rolę.

To historia jak  szkatułkowa powieść. Podnoszę jedną kartkę, a tam troje drzwi

– Dawała know-how, fabrykowała dokumenty, podszywała się pod pracodawców i odbierała telefony z banków, które chciały zweryfikować wiarygodność przyszłych kredytobiorców. To ona dzieliła wyłudzone pieniądze – wylicza prokurator.

Werbowników znajdował w półświatku wielokrotny recydywista Roman M. Ci z kolei wyszukiwali podstawione osoby, na które brano kredyty.

– Wyszukiwano tych ludzi w całym kraju, w noclegowniach czy hotelach pracowniczych. Przechodzili tuning: golenie, strzyżenie, dostawali ubranie, po czym szli z werbownikiem do banku – mówi Gołębiowski. Później dostawali bilety powrotne do rodzinnego miasta i ślad po nich ginął.

Na legalną firmę

Na tzw. słupy zakładano też firmy, by wystawiały zaświadczenia o zarobkach konieczne dla otrzymania kredytu. Miały NIP, REGON, ale żadnej działalności nie prowadziły.

Patentów, które stosowali członkowie gangu, było kilka.

Najbardziej bezczelny to podszywanie się pod prawdziwe spółki. W praktyce wyglądało to tak: oszuści w internecie szukali firm działających od lat, z ugruntowaną pozycją.

– Następnie wynajmowali mieszkanie na siedzibę filii takiej firmy, zakładali telefon stacjonarny, bo wzbudzał większe zaufanie niż komórkowy, i od razu wprowadzali kod przekierowujący rozmowy na telefon komórkowy Agnieszki B. – wyjaśnia mechanizm prok. Gołębiowski.

Kiedy pracownik banku, sprawdzając przyszłego kredytobiorcę, dzwonił do firmy z pytaniem, czy osoba ubiegająca się o kredyt jest tu zatrudniona, otrzymywał potwierdzenie. „Oczywiście, pracuje i świetnie zarabia" – słyszał od Agnieszki B., podającej się np. za główną księgową firmy.

Pieniądze z kredytu – jak wynika z zebranych dowodów – trafiały do Agnieszki B., która dzieliła się nimi z werbownikami, ci odpalali „dolę" słupom.

Do wyłudzeń wykorzystywano też cudze dowody osobiste. Skruszeni werbownicy opowiadali, jak jednemu ze słupów B. przyklejała wąsy, by wyglądał jak facet na zdjęciu.

Asortyment wyłudzeń gangu był szeroki – od kredytów bankowych w gotówce, przez kredyty na samochody, sprzęt AGD czy komputerowy. Wyłudzali więc np. laptopy za 5 tys. zł, telewizory, ekspresy do kawy i samochody średniej klasy. Ich łupem padł nawet wart 220 tys. tir. Wszystko trafiało od razu do pasera. Na jednym skoku udawało im się zyskać 20–30 tys. zł.

Do pierwszych wyłudzeń pod wodzą Agnieszki B. doszło w 2005 r., ale prawdziwy boom to lata 2008–2010.

Jak szacuje prok. Gołębiowski, ok. 85 proc. wyłudzeń było nieudanych, ale reszta była na tyle opłacalna, że szajka naciągnęła banki na kilkaset tysięcy złotych.

Wyłudzeń dokonywano z polotem i tak, by zgubić ślad.

Jak twierdzą śledczy, Agnieszka B. była tak sprytna, że z pieniędzy, jakie wyłudził słup, spłacała trzy raty kredytu. Kiedy kolejne już nie wpływały, bank kierował sprawę do windykacji, nie podejrzewając oszustwa. – Komornik, szukając słupa, mógł pisać na Berdyczów – mówią śledczy.

Jeśli bank nawet podejrzewał nadużycie, to sprawa trafiała do prokuratury rejonowej, a ta, widząc jednostkowy przypadek, nie była w stanie znaleźć dowodów, że to celowe oszustwo na szerszą skalę. Słup zaś tłumaczył: „Straciłem pracę, dalej spłacać nie mogę".

Początkowo śledczym wydawało się, że Agnieszka B. działa pod parasolem jakiejś grupy. Dziś uważają, że stosowała swój patent i nie miała przełożenia na kogoś wyżej.

Jak w każdym dobrze działającym gangu ci na dole nie znali szefa, który kręcił interesem. Żaden słup nigdy nie widział Agnieszki B. i nie wie o jej istnieniu. Znał tylko werbownika, który go ściągnął.

Sama B. dbała o detale, na żadnym dokumencie nie ma jej podpisu. Dokument wystawiony przez firmę X odbierała jedna osoba, inny „dżentelmen spod monopolowego" go wypisywał.

– Wszystko działało jak w doskonale zorganizowanej strukturze przestępczej, gdzie stosuje się metody uszczelniania i nikt nie widzi szefa – mówi Gołębiowski.

Gdyby nie to, że Krzysztof S., werbownik, wysypał się, a potem kilku innych przerwało zmowę milczenia, być może główna podejrzana i jej „dwór" nadal by funkcjonowali.

Agnieszka B. przyznała się do części przestępstw i nawet opisała je, licząc na nadzwyczajne złagodzenie kary. Ale – zaznaczają śledczy – wybiela się i umniejsza swoją rolę.

I z części zarzutów może się wybronić, bo chociaż w gangu odgrywała główną rolę, to może skorzystać z przywileju, jaki daje przepis mówiący o nadzwyczajnym złagodzeniu kary. Brak w nim takiej klauzuli jak w ustawie o świadku koronnym, która kierujących gangiem pozbawia przywilejów.

Jednak duża część postawionych jej zarzutów opiera się na innych dowodach.

Skala wyłudzeń dokonywanych przez gang może być większa. Wciąż na jaw wychodzą kolejne lewe firmy, słupy i wyłudzone kredyty.

– To taka powieść szkatułkowa. Podnoszę jedną kartkę, a tam troje drzwi. Ich otwarcie prowadzi do kolejnych osób zamieszanych w proceder – mówi Konrad Gołębiowski.

Agnieszka B. jest dzisiaj na wolności, siedziała w areszcie rok i trzy miesiące. Z wyłudzonych pieniędzy nie udało się odzyskać ani grosza, sprawcy wszystko przejedli.

Gotówkę z banków, kredyty na zakup samochodów, sprzętu AGD i komputerów na masową wręcz skalę wyłudzał gang, w którym pierwsze skrzypce grała Agnieszka B. Zasięg procederu i liczba zaangażowanych w niego osób jest szokująca: ponad 100 słupów, dziesięciu werbowników, blisko pół miliona wyłudzonych kredytów i czuwająca nad tym 36-latka.

Wyznanie gangstera

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo