Rzecznik Departamentu Stanu Ned Price ogłosił w środę, że „Niemcy wysunęli ciekawą ofertę, która pozwoli uzgodnić nasze stanowiska”. Umowa pozwalająca na dokończenie Nord Stream 2 ma zostać ogłoszona „bardzo szybko”.
Szczegóły porozumienia ujawniły już amerykańskie media. Niemcy zobowiązały się, że w razie szantażowania przez Kreml Ukrainy czy podjęcia przez Rosję kolejnej agresji zbrojnej wprowadzą bliżej nieokreślone „restrykcje" wobec Moskwy i będą do tego nakłaniać Unię. Mają też dołożyć do niewielkiego (jak na nakłady w tym sektorze) funduszu 1 mld dol. na rozwój odnawialnych źródeł energii. Częścią pakietu jest zaproszenie Wołodymyra Zełenskiego do Białego Domu, lecz pod warunkiem, że nie będzie krytykował Nord Stream 2: Biden obawia się, że rozsierdziłby Kongres. Prezydent Ukrainy podkreślił, że nadal „stanowczo" sprzeciwia się projektowi.
W czwartek o warunkach uruchomienia projektu będzie rozmawiał w Warszawie zastępca sekretarza stanu Derek Chollet. Umowa zakłada m.in. inwestycje Niemiec w rozwój sieci gazociągów w Europie Środkowej w ramach inicjatywy Trójmorza.
– Dyplomacja jest sztuką osiągania tego, co jest możliwe – tłumaczą „Rzeczpospolitej" źródła w Waszyngtonie.
Jakie więc będą konsekwencje „tego, co możliwe"? Gaz najpewniej popłynie nową nitką na dnie Bałtyku jeszcze w tym roku. Zwielokrotni fundusze, jakimi będzie dysponował Kreml na modernizację sił zbrojnych i kontynuacji polityki agresji wobec sąsiadów. Moskwa uzyska też możliwość szantażowania Ukrainy wstrzymaniem tranzytu gazu bez naruszenia zobowiązań kontraktowych wobec Niemiec i innych krajów zachodniej Europy. A niemieckie koncerny, jak BASF czy Bayer, zdobędą przewagę konkurencyjną m.in. wobec polskich przedsiębiorstw dzięki rosyjskiemu surowcowi, który jest o ok. 30 proc. tańszy od gazu skroplonego, jaki Polska sprowadza ze Stanów, aby uniezależnić się od Rosji.