Ujawnienie części tajnego audytu w TVP wywołało burzę. Władze telewizji zapowiedziały, że złożą doniesienie do prokuratury i ABW o wycieku informacji niejawnych. – To przestępstwo– mówi prezes TVP Andrzej Urbański.
O odtajnienie tego dokumentu bezskutecznie zabiegał minister skarbu Aleksander Grad, który otrzymał raport w lutym. Jednak rada nadzorcza telewizji konsekwentnie odmawiała, tłumacząc to tajemnicami handlowymi spółki. Nieoficjalnie pracownicy telewizji mówią, że przeciek do mediów to odpowiedź PO na piątkowy wspólny list prezesów TVP, Polsatu i TVN w obronie abonamentu.
– Źle się stało, że audyt był przez radę nadzorczą utajniony. Ale widać, iż osoby zarządzające tą spółką wiedziały, co chronić– mówi Iwona Śledzińska-Katarasińska. Inaczej sprawę komentuje Jacek Kurski z PiS: – To typowa zagrywka PO w walce z telewizją publiczną. Jak się dysponuje jako Ministerstwo Skarbu takim audytem, to się robi przeciek, żeby wytwarzać atmosferę wrogości wobec telewizji, by potem uzasadniać brutalne rozwiązania prawne takie jak ustawa medialna. Termin tego wycieku nie jest przypadkowy.
Z ujawnionego raportu wynika, że TVP zapłaciła pół miliona złotych za procesy o ochronę dóbr osobistych byłej szefowej Jedynki Małgorzaty Raczyńskiej i wiceszefowej AI Patrycji Koteckiej. Finansowano też programy komercyjne w 15 proc. z abonamentu (powinien być przeznaczany wyłącznie na programy misyjne), a odprawy dla gwiazd zarząd TVP przyznawał uznaniowo. Telewizja miała również utworzyć rezerwę (130 mln zł) na poczet procesu z firmą zewnętrzną. Jak podaje Radio Zet, może to oznaczać, że sztucznie zaniżała swój wynik finansowy. – Gdy przychodziłem do TVP, mówiłem, że żaden pracownik firmy nie może być bezpodstawnie pomawiany – odpowiada Urbański. Rzeczniczka TVP Aneta Wrona dodaje: – Rezerwa i klauzula o zakazie pracy dla konkurencji to normalne procedury. A 15 proc. to statystyka.
agiel