Tajemnicza śmierć za ladą

Śmiertelny strzał dosięgnął 23-letniego studenta, który pracował na stacji benzynowej

Publikacja: 21.09.2012 20:36

Tajemnicza śmierć za ladą

Foto: Fotorzepa

W połowie lat 90. opinią publiczną wstrząsnęły zabójstwa przypadkowych osób. W centrum Warszawy, w biały dzień, został zamordowany student politechniki Wojtek Król, a na jednym ze stołecznych osiedli bandyci zakatowali maturzystę Tomka Jaworskiego. Pogrzebom ofiar towarzyszyły wielotysięczne manifestacje przeciwko przemocy.
Tłumy zjawiły się także na pogrzebie 23-letniego Szymona S. Został zamordowany latem 1996 r. na stacji benzynowej.

Jakby trzask spadającej butelki

W marcu 1996 r. Szymon dostał pracę jako kasjer na stacji Statoil przy ul. Modlińskiej - arterii na prawym brzegu Wisły, w północnej części Warszawy. Razem z nim przyjęto czterech innych pracowników. Wcześniejszą obsadę zwolniono za malwersacje.

Szymon był jedynakiem. Po skończeniu szkoły średniej wyjechał do Francji do Wspólnoty Taize. Miał tam zostać rok, ale nie było go 17 miesięcy. W lipcu zdał na Akademię Teologii Katolickiej. Naukę miał rozpocząć jesienią. Niebawem miał też zmienić pracę, bo dostał propozycję z domu maklerskiego.

W piątek, 9 sierpnia 1996 r., wraz z kolegą Pawłem M. rozpoczął pracę o godz. 19. O północy Paweł zaczął robić bilans dobowy. Pieniądze z utargu trafiły do sejfu. Między godz. 2 a 3 na stacji było dwóch klientów. -  W pewnej chwili usłyszałem jakby trzask spadającej butelki. Wybiegłem na salę. Zobaczyłem chmurę dymu. Szymon miał zakrwawioną koszulę. Osunął się na krzesło. Przed ladą zobaczyłem mężczyznę w czapce bejsbolowej, który powiedział „o, k..., pierdolnąłem go” - opowiadał później policjantom Paweł.

Kasjer cofnął się na zaplecze. Gdy wrócił do sali, nikogo poza Szymonem tam nie było.
Sekcja zwłok wykazała, że Szymona zabił strzał, który padł niemal z przystawienia, a przyczyną śmierci było wykrwawienie.

Mauser z czasów wojny

Pierwszy na miejsce dojechał patrol policji, potem pogotowie i ochroniarze. Policjanci od razu uznali, że sprawca próbował dokonać napadu rabunkowego, choć z kasy nic nie zginęło.

Jeszcze tej samej nocy na moście Grota-Roweckiego (wówczas wysuniętej najdalej na północ warszawskiej przeprawie przez Wisłę) odnalazł się karabinek, z którego zastrzelono Szymona. - Kiedy mijałem na ulicy ten metalowy przedmiot, myślałem, że to tłoczek do samochodu. Postanowiłem go zabrać. To była broń - opowiadał robotnik z FSO, który ok. godz. 3.20 wracał z pracy z kolegą.

Badania kryminalistyczne potwierdziły, że to z tego karabinka Mauser, w którym ktoś odpiłował lufę, oddano śmiertelny strzał. Cztery pociski, które pozostały w magazynku, pochodziły z lat 1943-1944.

Policjantom nie udało się ustalić, do kogo należała broń. Wiadomo, że wcześniej nie użyto jej do innego przestępstwa.

Jeszcze w dniu zabójstwa policjanci zatrzymali czterech mężczyzn, którzy zostali wytypowani jako potencjalni sprawcy. Wszyscy po przesłuchaniu zostali wypuszczeni, bo mieli alibi.

Znajomi pracowników?

W śledztwie przyjęto kilka wersji zdarzenia. Wśród nich tę, że napastnicy - bo zakładano, że było ich więcej niż jeden - nie znali nikogo na stacji, a do napadu skłoniło ich niedbalstwo właściciela. Firma nie dość, że nie zainstalowała monitoringu, to jeszcze na dwa miesiące przed napadem zrezygnowała z całodobowej ochrony. Zastąpiono ją patrolami lotnymi, które co pewien czas sprawdzały stację.

Tamtej nocy patrol ochroniarzy przyjechał na Modlińską dwa razy. Raz ok. godz. 23 i ponownie ok. 2.30. Za drugim razem ochroniarze widzieli dwóch mężczyzn. Jeden z nich był w bejsbolówce i grzebał w koszu. - Wyjął jakąś pomiętą gazetę i się oddalił - wspominali potem. Nie widzieli w tym nic złego. Obsługa stacji też na nic się nie skarżyła.
To człowiek w bejsbolówce zastrzelił Szymona. - Nie był naszym stałym klientem - zeznał Paweł M. Drugi mężczyzna - mocno zbudowany, w zielonej kurtce i białym wędkarskim kapeluszu - był najpewniej jego wspólnikiem.

Inne wersje przyjęte przez policjantów zakładały, że za napadem mogą stać znajomi pracowników stacji, którzy często na niej bywali i „znali zwyczaje tam panujące”. „Taka osoba mogła nawiązać kontakt z pracownikiem i wspólnie zaplanować napad” - pisali policjanci w swoim opracowaniu. „Pracownicy znali kody do sejfów” - tłumaczyli swoje podejrzenia.

Wskazywali m.in. na Pawła, który pracował na jednej zmianie z Szymonem. Policjanci zauważyli, że gdy kontaktował się z rodzicami zabitego, nie wyraził żalu. Powiedział im, że „śmierć Szymka nie poszła na marne”. - Ja nie byłem najlepszy, ale już się poprawiłem i nie tylko ja, ale wszyscy. Szymek zostawił nam w swojej osobie wzór do naśladowana. Był wśród nas najlepszy. Umierał spokojnie. Nie krzyczał. Nie miał do nikogo pretensji - stwierdził. Zdaniem kryminalnych napad mógł też zorganizować ktoś z zewnątrz, kto był w ostrym konflikcie z ofiarą.

Policjanci przypuszczali również, że mężczyźni, którzy napadli na Statoil, mogli też cztery dni później okraść stację przy ul. Słowackiego. Mieliby sobie powetować niepowodzenie przy Modlińskiej, wykorzystując strach, jaki padł na pracowników stacji paliw.

Nie mogą spać spokojnie

Żadnej z wersji wydarzeń nie udało się potwierdzić, a po kilkunastu miesiącach śledztwa prokuratura umorzyła je z powodu niewykrycia sprawców. Dlaczego tak się stało, choć zebrano 14 odcisków palców, a śledczy dysponowali portretami pamięciowymi sprawców i zeznaniami naocznego świadka?

Były oficer wydziału kryminalnego stołecznej policji przypomina, że zabójstwem na Modlińskiej zajmowali się policjanci z dzielnicowego komisariatu. Nie mieli więc doświadczenia z tak trudnymi sprawami. Efektem tej i kilku jeszcze niewyjaśnionych wówczas zbrodni było zresztą utworzenie w Warszawie wydziału zabójstw.

- W sprawie śmierci Szymona co jakiś czas jeszcze coś się dzieje. Policjanci wypożyczają akta, by porównać zabezpieczone ślady - mówi Artur Oniszczuk, wiceszef prokuratury w dzielnicy Praga-Północ. Ale gdy „Rz” próbowała się dowiedzieć, kiedy po raz ostatni sprawdzano odciski w systemie AFIS - bazie odcisków palców zebranych na miejscach zbrodni i od osób podejrzanych - nie potrafiono udzielić takich informacji.

Ojciec Szymona nie chce jednak wracać do tej tragedii. - Mam 80 lat. Ja już wybaczyłem - mówi tylko.

Prokurator Oniszczuk zastrzega: - Ta sprawa przedawni się 10 sierpnia 2026 roku.
Do tego czasu zabójcy nie mogą spać spokojnie.

W połowie lat 90. opinią publiczną wstrząsnęły zabójstwa przypadkowych osób. W centrum Warszawy, w biały dzień, został zamordowany student politechniki Wojtek Król, a na jednym ze stołecznych osiedli bandyci zakatowali maturzystę Tomka Jaworskiego. Pogrzebom ofiar towarzyszyły wielotysięczne manifestacje przeciwko przemocy.
Tłumy zjawiły się także na pogrzebie 23-letniego Szymona S. Został zamordowany latem 1996 r. na stacji benzynowej.

Jakby trzask spadającej butelki

Pozostało 93% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo