Szef rządu był gościem porannej audycji, w której co tydzień spotykają się liberalno-lewicowi publicyści. Zwykle Jacek Żakowski z "Polityki" zaprasza do niej redakcyjnego kolegę Wiesława Władykę, redaktora naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa i Tomasza Wołka.
Spora część uwagi została poświęcona kwestiom światopoglądowym. - To czego się dzisiaj obawiam najbardziej, to - że wymarzona przez pewną, dość wąską część opinii publicznej, rewolucja obyczajowa - czyli pełna legalizacja związków partnerskich, rozumianych, jako alternatywne małżeństwo, na pewno spotka się z blokadą konstytucyjną - mówił Tusk, zastrzegając, że nigdy nie deklarował się jako "lider rewolucji obyczajowej".
Jego zdaniem polska konstytucja jest konserwatywna i przypomniał, że "jej autorem jest lewicowy polityk (Aleksander Kwaśniewski - red.), który dzisiaj nawołuje do szybkich zmian w tej sprawie (związków partnerskich)".
Tusk nie chce "krzywdzić środowisk homoseksualnych"
- Nie można zrobić większej krzywdy środowiskom homoseksualnym w Polsce, niż poprzez doprowadzenie do jednoznacznego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, że żadna zmiana w tej sprawie nie jest możliwa - ocenił Tusk. Jak dodał, zadaniem rządu, jest chronić mniejszości przed atakami - czy to jest debata publiczna, czy zagrożenie fizyczne i "dostosowywać polskie prawo do ewidentnych przemian".
Tusk wyłożył swoją filozofię w tej kwestii. - Jeżeli myślicie, że Holland, Cameron czy Obama są inni niż ich społeczeństwa, to się mylicie. Cameron w Wielkiej Brytanii jest możliwy dlatego, że taka stała się Wielka Brytania. Ona nie stała się bardziej liberalna wobec homoseksualistów, bo Cameron tego chciał, tylko on dostosował swoje decyzje do tego, co się dzieje w Wielkiej Brytanii - mówił.