Kontrolerzy na Ziemi poinformowali załogę stacji o nadlatujących szczątkach rosyjskiego satelity pogodowego w ostatniej chwili, z zaledwie półtoragodzinnym wyprzedzeniem. To za mało czasu, aby wykonać manewry potężną stacją. Załoga — Giennadij Padałka, Michaił Kornijenko i Scott Kelly — zamknęła się w statku Sojuz, gotowa do ewakuacji. Kapsuła jest mniejsza i ukryta pod stacją — prawdopodobieństwo trafienia w nią jest niewielkie. Gdyby doszło do uszkodzenia stacji, statek zapewnia możliwość powrotu na Ziemię.
Według NASA w historii stacji ISS tego typu alarmy zdarzały się tylko cztery razy, choć liczba kosmicznych śmieci na orbicie, które potencjalnie mogą zagrozić załodze ciągle rośnie. Stacja jest jednak wyposażona w półautomatyczny system unikania zagrożenia. Wystarczy, że ostrzeżenie przyjdzie wystarczająco wcześnie. Uruchamiany wówczas system awaryjny włącza na chwilę silniki, i potężna konstrukcja nieznacznie zmienia swoją orbitę. Śledzeniem trajektorii lotu okruchów mogących uderzyć w stację zajmuje się specjalna komórka naziemnej kontroli lotów. Jak dotąd system „uników" uruchamiano 22 razy.
Tym razem nic się stało, a fragmenty starego ziemskiego urządzenia przeleciały obok Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Kilka minut po „mijance" kontrolerzy pozwolili załodze wrócić na pokład ISS.