Zacznijmy od rekrutacji. Ponad 22 tys. chętnych, ale wybrano pana.
To była chyba jedna z najcięższych rekrutacji, jaką przechodziłem w życiu. Albo jaką można sobie wyobrazić. Trwała półtora roku. Składała się z sześciu etapów. Oczywiście na początku trzeba wysłać swoje dokumenty. CV, list motywacyjny, całą masę formularzy, badań medycznych. Drugi etap to testy psychologiczne, percepcyjne. Jak szybko przetwarzamy informacje z otaczającego nas świata, jaka jest pamięć wzrokowa, słuchowa, orientacja w przestrzeni. Troszeczkę mimo wszystko intuicji, poprzez doświadczenie, które w życiu nabyliśmy. No i oczywiście matematyka, fizyka, angielski. To takie podstawowe sprawy. Natomiast kolejny etap to już taki etap psychologiczny, psychiatryczny, komunikacyjny.
A sprawność fizyczna? Pamiętam z młodości, że kosmonautów, zwłaszcza radzieckich, pokazywano na salach gimnastycznych, jak biegają, skaczą, podnoszą ciężary, robią przysiady, pompki, wirują w specjalnych kołach.
To już raczej po rekrutacji. Oczywiście nasza sprawność fizyczna była oceniana podczas całego etapu testów medycznych. Tak więc podczas rekrutacji spędziłem tydzień w szpitalu, poddając się różnego rodzaju testom. Natomiast już podczas szkolenia do misji kosmicznej były oczywiście wirówki, przeciążenia, jednocześnie loty paraboliczne z Europejską Agencją Kosmiczną. Loty paraboliczne to takie, podczas których można doświadczyć stanu nieważkości. Przynajmniej na chwilę. Na stacji kosmicznej mogłem go doświadczyć przez 20 dni. Natomiast w samolocie, który lata parabolicznie, wznosi się, a później opada takim spadkiem swobodnym, można doświadczyć tego stanu na dwadzieścia kilka sekund.
Porozmawiajmy o pańskiej drodze naukowej. Politechnika w Łodzi i w Nantes, doktorat w Marsylii. Jak pan opisze swoją ścieżkę edukacyjną?
Jest dosyć skomplikowana. Zgadza się, mam kilka dyplomów z różnych uczelni. Zaczynałem studia na Politechnice Łódzkiej. Natomiast zawsze ciągnęło mnie do pracy naukowej. Wiedziałem, że najprawdopodobniej nie zatrzymam się na tym pierwszym poziomie. Kosmos pojawił się pod koniec moich studiów, kiedy wybrałem sobie specjalizację z budowania układów scalonych, półprzewodników. Miałem szczęście, dostałem temat budowania półprzewodników dla przestrzeni kosmicznej i to był temat mojego doktoratu.
Czym się różnią półprzewodniki na potrzeby technologii kosmicznych od zwykłych, takich, które produkuje TSMC na Tajwanie?
Chodzi o szczególne kryteria jakościowe, niezawodnościowe i odporności na środowisko, które jest dosyć unikalne. Natomiast w zespole, w którym pracowałem, nie zajmowaliśmy się tylko i wyłącznie technologiami kosmicznymi. Podczas studiów doktoranckich pracowałem w największej fabryce półprzewodników w Europie. Jednocześnie budując technologię 0półprzewodnikową dla przestrzeni kosmicznej. Była taka technologia już wcześniej w Europie, przetestowana i wdrożona do produkcji przez firmę Atmel. Technologia z 2003 r. Ja robiłem doktorat z dużo bardziej nowoczesnych, zintegrowanych technologii cyfrowych dla przemysłu kosmicznego.