Prócz licznego grona Amerykanów, Rosjan i Chińczyków, w kosmosie były niemal wszystkie większe nacje, a między nimi Bułgarzy, Saudyjczycy, Kubańczyk, Syryjczyk, a ostatnio, w maju 2025 roku, nawet pewien Jezus o nazwisku Calleja, Hiszpan z pochodzenia.
Polacy też już byli. Pomijam rzecz jasna Twardowskiego, który według legendy dotarł na Księżyc na kogucie, i braci Kaczyńskich (ci, skoro ukradli księżyc w filmie z 1962 roku, też musieli w kosmosie być), za to oficjalne kroniki lotów odnotowują Mirosława Hermaszewskiego (1978), Scotta Edwarda Parażynskiego, Amerykanina polskiego pochodzenia, który w kosmosie odbył aż pięć misji (w latach 1994–2001) i Jamesa Pawelczyka (1998), który zabrał nawet na orbitę polską flagę, by ofiarować ją w Warszawie prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Sławosz Uznański-Wiśniewski jest więc dopiero czwarty na liście, niczego mu nie ujmując. Aczkolwiek ponarzekam tu również trochę na naturę tej historycznej wyprawy.