W ciągu kilkunastu lat w Polsce znacznie wzrosło zapotrzebowanie na egzorcystów. Ich liczba w ciągu ostatnich 15 lat wzrosła z czterech do 120, a i tak mają wciąż bardzo dużo pracy.
– Fala ezoteryczno-okultystyczna wlała się do Polski po 1989 roku – mówi Robert Tekieli, autor kilku książek na temat współczesnych zagrożeń duchowych. – Wcześniej system komunistyczny blokował przenikanie idei, wśród których było New Age.
Głupia mądrość
Na wzrost zniewoleń duchowych zwrócono uwagę podczas promocji nowego miesięcznika „Egzorcysta". Redaktor naczelny Artur Winiarczyk zwraca uwagę na „istne tornado okultyzmu, ezoteryzmu, wróżbiarstwa, magii, bioenergoterapii i wielu innych zjawisk, które wsysają ludzi – czasami przez niezdrową fascynację złem i podchodzenie zbyt blisko, a czasem ze względu na zwykłą nieświadomość obcowania z niszczycielską siłą".
Na to zjawisko nakłada się inne: tendencja do pomniejszania wpływu szatana i złych duchów na ludzi. O. Gabriele Amorth, najsłynniejszy egzorcysta naszych czasów, w jednym z wywiadów mówił z irytacją, że na Zachodzie dyskredytowanie „tego wpływu jest niemal obowiązkowe i jest uważane za znak mądrości. Ta mentalność, która jest całkowicie błędna, jest powszechna nie tylko wśród świeckich, ale także wśród księży, teologów, a nawet biskupów, a jej konsekwencje są daleko idące".
Wśród teologów – to zjawisko bardziej dotyczy Zachodu niż Polski – nie brakuje też takich, którzy biblijne opisy działania diabła interpretują wyłącznie symbolicznie, a nie jako rzeczywiste działanie osobowego zła.