Rzeczpospolita: Rusza kampania społeczna „Przekażmy sobie znak pokoju", której celem jest pogłębienie „życzliwego dialogu i otwartości wobec osób homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych wśród osób wierzących". Czy w Kościele potrzebna jest taka kampania?
Ks. Paweł Bortkiewicz: Trudno mi zrozumieć rzeczywiste intencje jej organizatorów, gdyż stanowisko Kościoła w kwestii osób homoseksualnych jest jednoznaczne. Tu Kościół prezentuje nie tyle postawę tolerancji, wyrozumiałości i otwartości, ile postawę miłości i afirmacji, bo taka jest naczelna norma chrześcijaństwa. Tolerancja jest znoszeniem ciężaru drugiego człowieka, afirmacja natomiast jest potwierdzeniem jego godności. Każda osoba zasługuje na szacunek i miłość, natomiast czym innym jest kwestia zła moralnego, zwłaszcza jeżeli przybiera ono postać pewnej ideologii.
Homoseksualizm jest ideologią?
Od dawna to zjawisko przybiera takie formy. Nie jest też żadnym odkryciem, że pod wpływem tej ideologii konstruowane są różne mechanizmy polityczne, prawne i kulturowe, które sadzają ludzi inaczej myślących na ławie oskarżonych. Problem polega na tym, że dzisiejsza kultura pojmuje ludzką płciowość wyłącznie w kategoriach przyjemności i zadowolenia, a Kościół to płytkie podejście zdecydowanie odrzuca. Homoseksualizm jest typowo hedonistyczną formą realizacji seksualnej, za to Kościół w swojej etyce sens płciowości widzi w dużo głębszym wymiarze.
Ale czy to znaczy, że Kościół musi od razu traktować homoseksualistów jako wroga?