Zadziwiające jest to, że krytyka spada na nas z tej strony, która domagała się odtajnienia zastrzeżonego zbioru akt znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej. A to właśnie tam odnaleźliśmy dokumenty, na których oparliśmy tekst pod tytułem: „Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź był wykorzystywany przez wywiad wojskowy PRL jako informator”.
Z samej tylko lektury teczki – wyciągu spraw operacyjnych – płk. Franciszka Mazurka ps. Barcz płynie wniosek, że abp Głódź był świadomym informatorem wywiadu. Chcąc to potwierdzić bądź temu zaprzeczyć przez trzy miesiące prowadziliśmy wspólnie z Andrzejem Gajcym w archiwum IPN kwerendę (pracujemy tam zresztą dalej). Przez nasze ręce przeszło kilkadziesiąt teczek wywiadu wojskowego: akta rezydentury „Góra”, akta pracy i personalne poszczególnych oficerów, rozliczenia finansowe. Łącznie kilka tysięcy stron dokumentów. Zapisy w raportach oraz sprawozdaniach rezydentury nie potwierdziły, by hierarcha był informatorem świadomym. Cytujemy je dość obszernie w naszym artykule i wielokrotnie podkreślamy, że uważano go za informatora nieświadomego. Czytelnik oczywiście może sobie zadawać pytania o to czy się tego domyślał czy nie? Niektóre opisane przez nas fakty może interpretować na niekorzyść abp. Głódzia, inne na jego korzyść. Jako autorzy publikacji nigdy tego nie unikniemy. Jednak – i trzeba to kolejny raz podkreślić – nie zarzuciliśmy arcybiskupowi współpracy z komunistycznym wywiadem. Opisaliśmy tylko jak wywiad go traktował. I taką lekturę – uważną i bez wyciągania pochopnych wniosków – zalecamy czytelnikom, a także naszym kolegom po piórze. A jak ktoś chce skonfrontować nasze ustalenia z tym co jest w aktach może po nie sięgnąć. Sygnatury umieściliśmy na końcu naszej publikacji.