Chodzi o ustawę o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym (DzU z 2007 r. nr 171, poz. 1206), która zacznie obowiązywać w piątek, 21 grudnia. Określa ona, jakie działania lub zaniechania sprzedających i usługodawców są uznawane za nieuczciwe. Ustawa zawiera tzw. czarną listę takich praktyk.
– To m.in. fałszywe ogłaszanie całkowitej wyprzedaży lub likwidacji sklepu, prezentacja dodawanych produktów jako nibygratisowych, oferowania kremów za kilkaset złotych, które wbrew zapewnieniom producentów wcale nie poprawiają urody – wylicza Longina Kaczmarek, miejski rzecznik konsumentów w Szczecinie.
Inne praktyki kwalifikuje się jako nieuczciwe tylko wtedy, gdy są agresywne albo wprowadzają konsumenta w błąd, czyli np. kupił on dany produkt, choć, gdyby nie reklama, nie zdecydowałby się na to.
Firmy często chwalą się kodeksami dobrych praktyk, zasadami etycznymi, certyfikatami. Ma to głównie wydźwięk marketingowy, klienci bowiem rzadko zapoznają się z tymi dokumentami i ich nie egzekwują. Teraz może się to szybko zmienić. Karane będzie nie tylko chwalenie się np. certyfikatami, których się nie posiada, ale także zasadami dobrych praktyk, jeśli się ich nie przestrzega albo są sprzeczne z prawem.
Jeden ze sklepów ogłaszał, że przez trzy dni wszystko sprzedaje 50 proc. taniej. Potem się okazało, że promocja dotyczyła tylko wybranych towarów. – Klientka, która poczuła się oszukana, żąda teraz od sklepu rekompensaty. Sprawa ciągnie się już kilka miesięcy – narzeka Kaczmarek. Teraz zwykły klient będzie miał większe szanse w starciu z nierzetelnym sprzedawcą, często dużym koncernem. Gdy stwierdzi, że dał się nabrać albo padł ofiarą nadużycia ze strony sprzedawcy, będzie mógł wystąpić do sądu, aby ten zakazał niedozwolonych działań. Może też żądać przeprosin w mediach, wpłaty jakiejś kwoty np. na rzecz organizacji konsumenckich itp. Co więcej, klient nie będzie musiał dokładnie wykazywać, że ma rację – to przedsiębiorca ma udowodnić, że nie złamał prawa. Polskich sądów nie zaleje jednak fala konsumenckich pozwów.