Czy marchewkę można uznać za owoc, czyli o ustawie o nieuczciwych praktykach rynkowych

Irytację wywołuje powtarzający się brak harmonijnego wiązania reguł wspólnotowych z utrwalonymi konstrukcjami prawnymi i dorobkiem polskiej nauki prawa – uważa Piotr Bodył Szymala, wykładowca WSB w Poznaniu, radca prawny, koordynator w BZ WBK SA.

Publikacja: 08.01.2008 00:01

Czy marchewkę można uznać za owoc, czyli o ustawie o nieuczciwych praktykach rynkowych

Foto: Rzeczpospolita

Red

Podstawowy cel obowiązującej od 21 grudnia 2007 r. ustawy z 23 sierpnia 2007 r. o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym (DzU z 2007 r. nr 171, poz. 1206), a także implementowanej przez nią dyrektywy 2005/29/WE z 11 maja 2005 r. jest niewątpliwie godzien aprobaty. Jednolite uznawanie w państwach należących do Europejskiego Obszaru Gospodarczego określonych praktyk za nieuczciwe lub niepożądane, a przez to naruszające interesy ekonomiczne konsumentów, jest bezapelacyjnie wartością zasługującą na zinstytucjonalizowaną ochronę.

Tyle tylko, że nawet szczytną ideę łatwo zmienić w karykaturę przez prawnicze niedoróbki. Warto więc na ustawę spojrzeć jak na kliniczny przykład kłopotów polskiego prawodawcy z implementowaniem dorobku Unii do wewnętrznego systemu prawnego. Szczególną irytację wywołuje powtarzający się brak harmonijnego wiązania reguł wspólnotowych z utrwalonymi konstrukcjami prawnymi i dorobkiem polskiej nauki prawa.

Rzecz nie sprowadza się li tylko do mało udanych tłumaczeń aktów prawa wspólnotowego, ale przede wszystkim do abstrahowania od już funkcjonujących instytucji prawnych przy powoływaniu do życia nowych. Ceną, którą za to płacimy, jest nie tylko brak „purystycznego porządku” przy stanowieniu norm prawnych, ale też istotne zmniejszanie efektywności nowych rozwiązań przez odcinanie się od doświadczeń związanych z już funkcjonującymi instytucjami prawnymi. Jest to syndrom wymyślania wciąż na nowo prochu.

Prowadzi to do istotnego ograniczenia korzyści, które beneficjenci nowo przyjmowanych norm prawnych powinni z nich czerpać. Wymaga to szczególnego napiętnowania, gdy rzecz sprowadza się do zmniejszonej skuteczności ochrony konsumentów.

Warunkiem sine qua non skuteczności jakiejś regulacji jest precyzyjne określenie jej adresata. Skoro ustanawiamy zakazy i nakazy, to musimy wskazać podmioty zobowiązane do ich przestrzegania.

Ustawa określa nieuczciwe praktyki rynkowe przedsiębiorców, wprowadzając definicję legalną pojęcia „przedsiębiorca”. I uznaje za niego „osobę fizyczną, osobę prawną oraz jednostkę organizacyjną nieposiadającą osobowości prawnej, które prowadzą działalność gospodarczą lub zawodową, nawet jeżeli działalność ta nie ma charakteru zorganizowanego i ciągłego, a także osoby działające w ich imieniu lub na ich rzecz” (art. 2 pkt 1 ustawy).Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy, po jakie licho na nowo definiować przedsiębiorcę, skoro już obowiązuje kilka legalnych definicji tej nazwy, w tym ta najważniejsza na gruncie stosunków cywilnoprawnych (działalności handlowej w rozumieniu dyrektywy) z art. 43

1

kodeksu cywilnego.

Po co ponownie rozpoczynać dyskusję o zdolności prawnej „jednostek organizacyjnych nieposiadających osobowości prawnej” (art. 2 pkt 1 ustawy), np. spółek cywilnych. Uporządkowaniem statusu „ułomnych osób prawnych” miał być obowiązujący od 25 września 2003 r. art. 331 § 1 k.c.: „do jednostek organizacyjnych niebędących osobami prawnymi, którym ustawa przyznaje zdolność prawną, stosuje się odpowiednio przepisy o osobach prawnych”. Skutecznie zakończył on dyskusje o podmiotowości prawnej „bytów” nieposiadających zdolności prawnej (wspomniana spółka cywilna).

Do tego przepisu nawiązuje zresztą przywołana definicja przedsiębiorcy z art. 43

1

k.c.: „przedsiębiorcą jest osoba fizyczna, osoba prawna i jednostka organizacyjna, o której mowa w art. 331 § 1, prowadząca we własnym imieniu działalność gospodarczą lub zawodową”.Jaki jest sens burzenia powszechnie akceptowalnego poglądu, iż cechą działalności gospodarczej jest jej „zorganizowanie”, poprzez niemądre kwalifikowanie w art. 2 pkt 1 ustawy do działalności gospodarczej także „działalności niemającej charakteru zorganizowanego”.

W ogóle wątpliwa wydaje się konieczność odwoływania się na gruncie dyrektywy do pojęcia działalności gospodarczej, skoro sama dyrektywa przyjmuje pewne standardy głównie w związku z „działalnością handlową”.

Z uzasadnienia projektu ustawy dowiadujemy się, że celem było nałożenie obowiązków analogicznych do tych ciążących na przedsiębiorcach na gminy, szkoły wyższe, stowarzyszenia, fundacje czy organizacje samorządu zawodowego i gospodarczego. Skoro tak, to być może racjonalniej było odwołać się do kryterium „profesjonalizmu w działalności handlowej”. Innymi słowy, należało przeciwstawić konsumentowi profesjonalistę, a nie dziwacznie i niejasno zdefiniowanego przedsiębiorcę.

Wiele wątpliwości wywoła także interpretacja słów: „a także osoby działające w ich imieniu lub na ich rzecz” (art. 2 pkt 1). Czyżby w ten zaskakujący sposób prawodawca uznał za samodzielny podmiot obowiązków wynikających z ustawy osoby, z których pomocą przedsiębiorca wykonuje swoje zobowiązania? Oznaczałoby to złamanie ogólnej i utrwalonej zasady z art. 474 k.c. uznającej tego, kto wykorzystuje „pomoc” innych przy wykonywaniu swoich obowiązków, za odpowiedzialnego za nich tak jak za siebie.

Czy zatem także odpowiedzialność cywilna i karna (rozdział 3 i 4 ustawy) nałożona została np. na pracowników przedsiębiorcy? Nonsensownie rysuje się wykładnia, zgodnie z którą odpowiedzialność za zachowanie przedsiębiorcy ponoszą jego pracownicy jako „osoby działające na jego rzecz”. Burzyłoby to regułę z art. 120 kodeksu pracy: „w razie wyrządzenia przez pracownika przy wykonywaniu przez niego obowiązków pracowniczych szkody osobie trzeciej zobowiązany do naprawienia szkody jest wyłącznie pracodawca”, i z tego powodu taką wykładnię należy odrzucić.

Kolejny przykład wadliwej legislacji wiąże się ze sposobem zdefiniowania produktu. To prawda, że w ramach definicji legalnych marchewkę można uznać za owoc, ale współczuję tym, którzy będą musieli dokonywać w praktyce wykładni słów: pod pojęciem „produktu rozumie się każdy towar lub usługę, w tym nieruchomości, prawa i obowiązki wynikające ze stosunków cywilnoprawnych” (art. 2 pkt 3 ustawy).

Przyjmuję, że w sensie ekonomicznym produktem rynkowym jest także określona usługa, ale formuła sugerująca, że nieruchomość jest usługą, wydaje mi się z innej czasoprzestrzeni: „usługę, w tym nieruchomości” (sic!).

Równie niejasno rysuje się sens użycia liczby mnogiej w kontekście „nieruchomości” będącej produktem; czy precyzyjniej „praw własności lub innych praw do nieruchomości”. Zgodnie z językowymi regułami wykładni, jeżeli jakaś nazwa użyta jest w liczbie pojedynczej, to norma prawna znajduje zastosowanie także w wypadku wystąpienia więcej niż jednego desygnatu takiej nazwy. Nie ukształtowała się jednak w doktrynie – i słusznie – odwrotna reguła interpretacyjna. Użycie liczby mnogiej nie jest równoznaczne z użyciem liczby pojedynczej. Z tego też powodu, jeżeli przedsiębiorca ma jeden dług, to nie zostanie nigdy ogłoszona jego upadłość, ponieważ w art. 11 ust. 1 prawa upadłościowego i naprawczego wspomina się, o „wymagalnych zobowiązaniach”, a nie „wymagalnym zobowiązaniu”.

Nie lada wyzwaniem jest też odczytanie sensu normatywnego uznania za produkt „praw i obowiązków ze stosunku cywilnoprawnego”. Zachowania związane z produktem zwykle są przedmiotem praw lub obowiązków wyznaczonych treścią stosunku prawnego. Ustawa określa pewne obowiązki przedsiębiorców wobec uczestniczenia w obrocie produktami, i to ma sens. Nie można już tego powiedzieć w kontekście ustawowych „obowiązków” względem „praw i obowiązków ze stosunku cywilnoprawnego” zdefiniowanych jako „produkt”. Wydaje się, że autor tej frazy miał problem z logiką i niedokładnie przerobił rozdział poświęcony przesunięciom kategorialnym.

Podstawowy zarzut sprowadza się jednak do nieczytelnego powiązania konstrukcji „nieuczciwych praktyk rynkowych” (art. 5 i 6 ustawy) oraz „praktyk agresywnych” (art. 8 ustawy) z konstrukcją wad oświadczeń woli, a zwłaszcza z pojęciem „błędu” (art. 84 i 85 k.c.), „podstępu” (art. 86 k.c.) lub też „groźby bezprawnej” (art. 87 k.c.).

Ustawa przyjęła za dyrektywą podział na „praktyki agresywne” oraz „nieuczciwe praktyki rynkowe”, które mogą przybrać postać „działania wprowadzającego w błąd” lub „zaniechania wprowadzającego w błąd”. Rodzi się tylko wątpliwość, czy autorzy ustawy zdawali sobie sprawę, że w istocie przyjmowana regulacja jest w dużej części uszczegółowieniem kodeksowych uregulowań poświęconych wadom oświadczeń woli. Niezwykle pożądane i użyteczne byłoby (pamiętając o autonomii wykładni przepisów wspólnotowych) jak najszersze transponowanie na grunt ustawy ogromnego dorobku związanego z działem IV, tytułem IV, księgi pierwszej k.c. Taki zabieg legislacyjny wymagałby jednak gruntownego przemyślenia nowych reguł z perspektywy ich zakotwiczenia w rozwiązaniach kodeksowych, co jest znacznie trudniejsze niż tłumaczenie dyrektywy w oderwaniu od instytucji znanych k.c.

Ramy tego opracowania nie pozwalają na dalsze przykłady nienależytej legislacji, ale warto zasygnalizować jeszcze, że absurdem jest uznanie „żądania unieważnienia umowy” za przykład szczególny „naprawienia wyrządzonej szkody” (art. 12 ust. 1 pkt 4).

Artykuł 11 ust. 1 dyrektywy pozostawił w gestii państw członkowskich „zapewnienie w interesie konsumentów odpowiednich i skutecznych środków zwalczania nieuczciwych praktyk”, ale nie jest to przyzwolenie na wygłaszanie doktrynalnych dziwactw. Istota „naprawiania szkody” wynika z art. 363 i nast. k.c. i nie ma nic wspólnego z „żądaniem unieważnienia umowy”.

Być może autorzy nowych rozwiązań chcieli nawiązać do konstrukcji „odstąpienia od umowy” jako środka ochrony konsumenta przed „nieuczciwymi praktykami” lub uchylenia się przez niego „od skutków prawnych oświadczenia woli, które zostało złożone innej osobie pod wpływem błędu lub groźby” (art. 88 § 1 k.c.) będącej skutkiem „nieuczciwych praktyk”, ale chcieć nie zawsze oznacza potrafić to zrobić.

Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów