To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego, dotyczącego jakże praktycznej kwestii rozliczeń między dostawcą energii a odbiorcą.
Katarzyna K. z Trójmiasta zażądała od firmy energetycznej 197,4 tys. zł odszkodowania za straty, jakie poniosła na skutek niezasadnego odcięcia prądu do jej sklepu spożywczego.
Wady licznika i faktu
Strony od 10 lat łączyła umowa sprzedaży energii elektrycznej, która odwoływała się do prawa energetycznego oraz warunków ogólnych sprzedaży energii elektrycznej, według których spółka energetyczna mogła wstrzymać dostawę energii, gdyby odbiorca zwlekał z zapłatą (co najmniej miesiąc) mimo dodatkowego wezwania i dwutygodniowego terminu. Z kolei reklamacja wskazań pomiarowych lub faktury nie zwalniała od obowiązku zapłaty.
W związku z zastrzeżeniami powódki do pracy licznika spółka wymieniła go na nowy, ale wystawiła fakturę VAT za ostatni miesiąc na podstawie wyliczeń starego licznika – na 9,8 tys. zł. Jak się potem okazało, zamiast 1,6 tys. zł. Katarzyna K. złożyła reklamację faktury, a następnie ponaglała o jej załatwienie, a spółka poinformowała, że reklamacja została przyjęta i przekazana komórce technicznej. Wystawiła jednak notę odsetkową na 6,3 zł oraz ponowiła wezwanie do zapłaty pod rygorem wstrzymania energii, co też wkrótce uczyniła. W ciągu kilku następnych dni Katarzyna K. sprzedała łatwo psujące się produkty spożywcze, wypowiedziała umowę dzierżawy lokalu oraz zwolniła dwóch pracowników. To są jej straty, za które żądała odszkodowania. Wkrótce spółka zleciła wznowienie dostaw energii, ale do tego nie doszło, gdyż sklep był już nieczynny.
Płacić czy nie
Sąd Okręgowy uznał, że roszczenie powódki nie ma podstaw, że jej szkoda wynikała z zaprzestania dostaw energii, a nie ze spóźnionego (co najmniej o cztery miesiące) rozpatrzenia reklamacji. Wadliwą fakturę powinna była, niezależnie od reklamacji, uregulować. Sąd Apelacyjny w Gdańsku werdykt utrzymał, dodając, że mimo zastrzeżeń powódka winna była uiścić ustaloną dla niej kwotę należności.