Jednak podniesienie poziomu edukacji ekonomicznej Polaków jest chyba konieczne, żeby potrafili podejmować właściwe decyzje.
Tak, i temu będzie służył Fundusz Edukacji Finansowej zasilany pieniędzmi z kar nakładanych na podmioty finansowe. Nie ulega wątpliwości, że trzeba budować w społeczeństwie kompetencję, którą OCED definiuje jako financial literacy, czyli kombinację wiedzy i umiejętności pozwalających podejmować właściwe decyzje finansowe. Przy czym absolutnie nie zgadzam się z utyskiwaniami instytucji finansowych, które słyszę czasem w debacie publicznej, że problemom na rynku finansowym winien jest niski poziom edukacji społeczeństwa w tym zakresie. Nasuwa mi się wtedy pytanie o rolę pracowników, pośredników czy samych instytucji finansowych. Na przykład dziś nie mówilibyśmy o wykreślaniu przez sądy tzw. klauzuli indeksacyjnej czy waloryzacyjnej, gdyby banki nie wymyśliły, że można przy okazji więcej zarobić na tzw. spreadach. Wpisały więc do klauzul waloryzacyjnych tzw. klauzule przeliczeniowe, na podstawie których następuje wypłata i spłata kredytu z zastosowaniem kursów sprzedaży i kupna waluty określonych w tabeli kursów ustalanej w dowolny sposób przez bank. Tymczasem jeszcze w 2001 czy 2002 r. funkcjonowały w obrocie umowy indeksowane czy waloryzowane do walut, w których przeliczenia były wykonywane według średniego kursu NBP dla franka, dolara czy euro.
Mamy teraz gorący okres po wyroku TSUE, pojawiają się różne koncepcje i interpretacje. Nie mogę nie zapytać rzecznika finansowego o stanowisko w sprawie rozwiązania problemu kredytów w obcej walucie.
Rzeczywiście objąłem urząd w przełomowym momencie. Z uwagą analizujemy zarówno pojawiające się informacje, jak i kolejne orzeczenia sądów, i polskich, i TSUE. W ciągu kilku tygodni przestawimy nasze wnioski płynące z tej analizy. Już teraz mogę jednak powiedzieć, że niektóre roszczenia formułowane przez przedstawicieli zarówno banków, jak i pełnomocników klientów są zaskakujące.
Rozumiem, że chodzi na przykład o roszczenia banków tytułem wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Czy mają one podstawy?
ZBP nie pokazał do tej pory pełnej argumentacji dotyczącej tej kwestii, więc trudno się do niej szczegółowo odnieść. Bank ma prawo do zgłoszenia takiego roszczenia i nikt nie może mu tego zabronić. Z przepisów i orzecznictwa wynika jednak niewielkie prawdopodobieństwo, że sądy będą je uwzględniać. Bank musiałby wskazać podstawy prawne takiego roszczenia, a ani ja, ani moi eksperci takich nie znajdujemy. Warto też pamiętać, że dyrektywa o nieuczciwych warunkach umownych i orzecznictwo TSUE mówią wprost o sankcyjnym i odstraszającym celu udzielanej konsumentowi ochrony. Dopuszczenie możliwości zasądzenia wynagrodzenia za korzystanie z kapitału na rzecz banku, który stosował niedozwolone postanowienia umowne, na pewno takich celów by nie realizowało. Efekt byłby taki, że bank oferujący za wynagrodzeniem kredyt z klauzulami mógłby dalej pobierać wynagrodzenie za kredyt bez klauzul. Jaki bank obawiałby się stosować niedozwolone klauzule w umowie, skoro w rezultacie w razie wpadki i tak odzyskałby kapitał, i to jeszcze z bliżej nieokreślonym wynagrodzeniem? Mam wrażenie, że to stanowisko ZBP ma jedynie odstraszać klientów od dochodzenia roszczeń. Zaskakująca jest też mnogość publikacji dotyczących wysokich kosztów takiego postępowania. Uważam, że bankowcy powinni ponieść odpowiedzialność za wprowadzanie produktów z klauzulami abuzywnymi do obrotu. Przy czym mówię tu nie tylko o bankach jako firmach, ale także o członkach ich zarządów.