Okupacja Krymu to dopiero pierwszy cios w wojnie, jaką Władimir Putin wydał nowym władzom Ukrainy. Kreml zrobi wszystko, aby uniemożliwić przeprowadzenie wyborów prezydenckich 25 maja i wykazać, że ekipa wyłoniona przez Majdan to uzurpatorzy.
Aby do tego nie doprowadzić, Arsenij Jaceniuk działa na wielu frontach. Błyskawicznie zgodził się na warunki MFW – tylko tak może dostać 15 mld dolarów pożyczki i uniknąć bankructwa państwa. To jednak oznacza podniesienie cen energii i osłabienie hrywny: bolesne reformy dla zubożałego społeczeństwa.
Aby zapobiec secesji wschodnich prowincji, Jaceniuk obiecał głęboką decentralizację państwa i rezygnację z członkostwa w NATO. Pogodził się z odłożeniem podpisania części gospodarczej umowy stowarzyszeniowej z Unią. A na swoich przedstawicieli w Dniepropietrowsku i Doniecku mianował oligarchów. Ale w ten sposób trudno mu będzie spełnić główny postulat rewolucji – walki z korupcją.
– Premier jest między młotem a kowadłem – mówi Stefan Meister z European Council on Foreign Relations w Berlinie. – Z jednej strony musi zachować lojalność Majdanu, z drugiej – jedność kraju.
W piątek Jaceniuka czeka kolejny test: koniec rozejmu na Krymie. Do tej pory szef rządu robił wszystko, aby zapobiec konfrontacji. Ale przeciw oddaniu bez walk Krymu buntują się radykalni działacze Majdanu. – Ta władza traci nasze zaufanie. Być może będzie potrzebna druga rewolucja – ostrzegł Andrij Bielecki z Prawego Sektora.