Irański atak na „kwatery Mosadu”. Teheran testuje Zachód

W coraz bardziej napiętej sytuacji na Bliskim Wschodzie Teheran testuje granice wytrzymałości USA i lzraela.

Publikacja: 16.01.2024 20:52

Najwyższy przywódca Iranu Ali Chamenei podczas wtorkowego spotkania z duchownymi z całego kraju

Najwyższy przywódca Iranu Ali Chamenei podczas wtorkowego spotkania z duchownymi z całego kraju

Foto: AFP

Przy użyciu rakiet balistycznych Iran zaatakował w nocy z poniedziałku na wtorek wybrane cele w Syrii i irackim Kurdystanie. Pociski wybuchły w bezpośrednim sąsiedztwie budowanego amerykańskiego konsulatu w Erbilu. Nikt z Amerykanów nie ucierpiał. Zginęło kilka osób, w tym kurdyjski multimilioner, w którego dom uderzyła jedna z rakiet.

Celem ataku miała być „jedna z głównych kwater szpiegowskich Mosadu”, jak napisano w oświadczeniu elitarnego irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Była to więc akcja odwetowa za atak, przypuszczalnie izraelski, na irańskie instalacje wojskowe w Syrii pod koniec grudnia. Zginął wtedy generał Razi Musawi, jeden z dowódców Korpusu.

Czytaj więcej

Huti zapowiadają ataki na amerykańskie statki

W Teheranie poinformowano, że rakiety, które uderzyły w Syrii, miały zlikwidować „sprawców operacji terrorystycznych w Iranie”, w tym bojowników tzw. Państwa Islamskiego (ISIS).

Ta organizacja miała stać za zamachem na początku stycznia w mieście Kerman, w wyniku którego zginęło ponad 90 osób. ISIS przyznało się do tego ataku, ale niektórzy w Iranie oskarżali wcześniej Izrael.

Izrael zajęty interwencją w Gazie nie komentuje tych wydarzeń.

Celem jest chaos

Jest dla wszystkich jasne, że irańskie ataki przy użyciu rakiet balistycznych komplikują i tak niezwykle napiętą sytuację na Bliskim Wschodzie.

Iran jako nieprzejednany wróg państwa żydowskiego nie bierze bezpośredniego udziału w atakach na Izrael czy na USA. Czyni to za pośrednictwem swych sojuszników w regionie, głównie Hezbollahu w Libanie oraz bojowników Huti w Jemenie, nie mówiąc o palestyńskim Hamasie. Nie oznacza to, że wszystkie tego rodzaju akcje są inicjowane przez Teheran, jednak bez irańskiego wsparcia aktywność sojuszników nie byłaby możliwa.

Amerykańskie oddziały na północy Syrii oraz kontyngent w Iraku były już celem stu ataków, licząc od ataku Hamasu na Izrael w październiku ubiegłego roku. Do tego dochodzą coraz częstsze ataki ruchu Hutich na ważnym szlaku handlowym na Morzu Czerwonym.

– Strategiczny cel Teheranu jest przejrzysty, chociaż oparty na mało realnych przesłankach. Chodzi o doprowadzenie do jak największego chaosu w regionie i wywarcie w ten sposób presji na Amerykanów, tak aby zaangażowanie USA w regionie stało się przedmiotem kampanii wyborczej. Wszystko w nadziei, iż uda się doprowadzić do osłabienia amerykańskiej obecności wojskowej w regionie – przekonuje „Rzeczpospolitą” obserwujący wydarzenia z Bejrutu Nadim Shehadi, były dyrektor Libańsko-Amerykańskiego Centrum Akademickiego w Nowym Jorku.

Przypomina, że to dzięki zdecydowanej postawie Waszyngtonu i znacznemu wzmocnieniu sił na Bliskim Wschodzie po ataku Hamasu na Izrael udało się uniknąć wojny regionalnej na szeroką skalę. Niewiele wskazuje na to, aby miało się to lada dzień zmienić.

Wojna na razie w ryzach

Nadchodzi poważny konflikt z Iranem – pisał niedawno „New York Times”. I to nie tylko na obszarach od Libanu po Morze Czerwone. Dziennik zwracał uwagę, że w kryzysowej sytuacji w regionie Iran przyśpieszył rozwój swego programu atomowego i ma już wystarczającą ilość wzbogaconego uranu do konstrukcji co najmniej kilku ładunków nuklearnych. Z kolei prawdziwy sojusz Teheranu z Moskwą, a także z Pekinem, stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ, pozwala Iranowi na bardziej zdecydowane działania wobec USA.

Czytaj więcej

Ambasador Iraku opuszcza Iran po irańskim ataku na Irbil

– To prawda, lecz nie sądzę, aby Iran dążył do konfrontacji zbrojnej z USA czy Izraelem. Wręcz przeciwnie. Politycy i wojskowi w Teheranie zdają sobie sprawę, że w takiej konfrontacji Iran nie ma żadnych szans na sukces. Celem Iranu jest utrzymanie napięcia, podsycanie konfliktu, aby w końcu stać się partnerem przy stole rokowań – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Richard Dalton, były brytyjski ambasador w Teheranie.

Wyklucza także jako przyczynę wojny z Iranem intensyfikację programu nuklearnego i nie ma żadnych wątpliwości, że jego obecna intensyfikacja służy jedynie temu, aby we wznowionych wcześniej czy później negocjacjach uzyskać jak najlepsze warunki zniesienia sankcji. W opinii licznych ekspertów Iran nie przekroczył swego rodzaju „czerwonej linii” w postaci rozpoczęcia konstrukcji broni nuklearnej, zdając sobie sprawę, że wywołałoby to zdecydowaną reakcję Izraela.

– Nie wiadomo, przez jaki czas USA są wstanie tolerować wrogie działania Iranu w regionie. W każdej chwili sytuacja może się jednak wymknąć spod kontroli, prowadząc do niezamierzonej wojny w regionie – podsumowuje Richard Dalton.

Przy użyciu rakiet balistycznych Iran zaatakował w nocy z poniedziałku na wtorek wybrane cele w Syrii i irackim Kurdystanie. Pociski wybuchły w bezpośrednim sąsiedztwie budowanego amerykańskiego konsulatu w Erbilu. Nikt z Amerykanów nie ucierpiał. Zginęło kilka osób, w tym kurdyjski multimilioner, w którego dom uderzyła jedna z rakiet.

Celem ataku miała być „jedna z głównych kwater szpiegowskich Mosadu”, jak napisano w oświadczeniu elitarnego irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Była to więc akcja odwetowa za atak, przypuszczalnie izraelski, na irańskie instalacje wojskowe w Syrii pod koniec grudnia. Zginął wtedy generał Razi Musawi, jeden z dowódców Korpusu.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Rosja uzbraja okręty w międzykontynentalne pociski Buława. Mogą przenosić po 6 głowic nuklearnych
Konflikty zbrojne
Izraelskie czołgi wjeżdżają w głąb Rafah
Konflikty zbrojne
Izraelscy protestujący niszczyli pomoc humanitarną dla Strefy Gazy
Konflikty zbrojne
Duńskie F-16 wkrótce na Ukrainie. Kopenhaga finalizuje obietnicę dostaw
Konflikty zbrojne
USA nie dostrzegają znamion ludobójstwa w Strefie Gazy