Przy użyciu rakiet balistycznych Iran zaatakował w nocy z poniedziałku na wtorek wybrane cele w Syrii i irackim Kurdystanie. Pociski wybuchły w bezpośrednim sąsiedztwie budowanego amerykańskiego konsulatu w Erbilu. Nikt z Amerykanów nie ucierpiał. Zginęło kilka osób, w tym kurdyjski multimilioner, w którego dom uderzyła jedna z rakiet.
Celem ataku miała być „jedna z głównych kwater szpiegowskich Mosadu”, jak napisano w oświadczeniu elitarnego irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Była to więc akcja odwetowa za atak, przypuszczalnie izraelski, na irańskie instalacje wojskowe w Syrii pod koniec grudnia. Zginął wtedy generał Razi Musawi, jeden z dowódców Korpusu.
Czytaj więcej
Jemeńscy rebelianci zapowiadają rozszerzenie ataków na statki na Morzu Czerwonym.
W Teheranie poinformowano, że rakiety, które uderzyły w Syrii, miały zlikwidować „sprawców operacji terrorystycznych w Iranie”, w tym bojowników tzw. Państwa Islamskiego (ISIS).
Ta organizacja miała stać za zamachem na początku stycznia w mieście Kerman, w wyniku którego zginęło ponad 90 osób. ISIS przyznało się do tego ataku, ale niektórzy w Iranie oskarżali wcześniej Izrael.