To skutek przyjęcia w pewnym momencie agresywnej „antysalonowej” linii partii. Pozbycie się z partii takich ludzi jak były premier Kazimierz Marcinkiewicz czy były szef MON Radosław Sikorski, marginalizowanie szefa Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Pawła Zalewskiego, utrzymywanie i odnawianie koalicji z Giertychem i Lepperem było trudne do strawienia nawet dla wielu zwolenników radykalnych zmian w Polsce.
Ta część elektoratu „popisowego”, która głosowała na PiS z nadzieją, że utworzy koalicję z PO, pożegnała się z partią Kaczyńskiego. Agresywna antyinteligencka retoryka i nieporadność w polityce zagranicznej okazała się nie do zaakceptowania. Ale ten język i zachowanie szefa PiS znakomicie przyjęły inne grupy społeczne, zwłaszcza dawny elektorat LPR i częściowo Samoobrony.
Dwa tygodnie temu większość komentatorów i opinii publicznej przepowiadała zwycięstwo PiS. Początkowa nieporadność kampanii Platformy, a także sprawność marketingowa PiS doprowadziły do przysłonięcia niechęci dużej części wyborców do partii rządzącej.Losy wyborów przechyliły się podczas debaty Tusk – Kaczyński. Antypisowscy wyborcy ponownie uwierzyli, że Donald Tusk jest politykiem, który coś może. Tą debatą Tusk obalił powszechne przekonanie, że Kaczyński jest jedynym skutecznym politykiem.
Wtedy PiS się pogubiło. Strzał, który miał zabić Platformę, czyli konferencja szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego, nie został dobrze przyjęty. Ta historia była dla wielu ludzi potwierdzeniem (słusznych albo nie) podejrzeń, że Prawo i Sprawiedliwość używa służb do uprawiania polityki. Ostatecznie szalę przechyliła zapłakana posłanka Beata Sawicka. Czy ta konferencja była wyreżyserowana przez speców z Platformy czy nie, odegrała kluczową rolę. W oczach wielu wyborców pozostał obraz skrzywdzonej kobiety i rozbitej rodziny przez „złe PiS”. Ten obraz poruszył ich bardziej niż ujawnienie faktu, że ta kobieta wzięła łapówkę.
Czy przegrana z PO oznacza polityczny koniec braci Kaczyńskich? W żadnym wypadku. PiS przegrało, ale dalej jest w nie najgorszej sytuacji. Stworzy zapewne silną opozycję. Razem z prezydentem będzie mieć duży wpływ na bieg zdarzeń, choć wetowanie ustaw przez głowę państwa prawdopodobnie będzie mogło być obalane przez prorządową większość. Niemniej Lech Kaczyński będzie mógł wreszcie wyraziście się różnić, odgrywać aktywną rolę w polityce wewnętrznej. Ułatwi mu to walkę o reelekcję.