Dziś to pokolenie i ich niemieccy bracia w biskupstwie wzywają, aby docenić drogę, jaką przeszły oba nasze narody: od próby zagłady przez niemiecką III Rzeszę obywateli RP (w pierwszej kolejności Żydów i Romów, a w dalszej Polaków) do pojednania. Pomostem do niego stała się chrześcijańska refleksja nad wspólnotą wiary i kultury, która zainspirowała orędzie w 1965 roku i słynne słowa: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie".
To wreszcie hołd dla tysięcy Niemców, którzy własnym życiem wypełniali postulat pojednania, odpokutowując nie swoje zazwyczaj zbrodnie w takich grupach jak Znak Pokuty, i dla tych Polaków, którzy wznieśli się ponad osobiste tragedie i przyjęli wyciągniętą zza Odry i Łaby dłoń.
Takie dokumenty jak ten z 1965 roku i ten, który ogłoszono we wtorek na Jasnej Górze i w Bonn, wzywają do wysiłku moralnego każącego nam wznieść się ponad bieżące nieporozumienia. Czy oznacza to zatem, że oświadczenie nie ma słabych stron?
Biskupi mogli wybrać drogę listu stosunkowo krótkiego, uniwersalnego i bazującego na podstawowych wezwaniach moralnych ewangelii z przykazaniem miłości na czele. To przy redakcji tekstu przez obie strony nie do końca się chyba udało. Powstał dokument nieco przegadany, który miał ambicję poruszenia najróżniejszych spraw i niepozostawiania bez komentarza żadnej ważnej kwestii dla jednej lub drugiej strony. Ale im więcej szczegółów, tym więcej okazji do kontrowersji.
Polskiego czytelnika może nieprzyjemnie zaskoczyć przyjęcie w oświadczeniu przez polską stronę określenia „wypędzenia", które wypełnione jest negatywną dla nas polityczną i emocjonalną treścią. Jak można się też domyślać, z racji chęci uniknięcia kontrowersji biskupi tylko ogólnikowo wyrazili przestrogę przed instrumentalnym traktowaniem historii przeciwko sobie. Odpowiedź na pytanie, kim są adresaci tych przestróg, po obu stronach Odry odczytywana będzie zapewne odmiennie.