Leszek Moczulski po serii rozłamów i politycznej marginalizacji ogłosił rozwiązanie partii. Część jego towarzyszy skupiona wokół Adama Słomki kontynuuje działalność pod historycznym szyldem, wzbogaciwszy idee niepodległościowe hasłami radykalnych rewindykacji socjalnych i nieprzejednanego sprzeciwu wobec Unii Europejskiej. Generalnie i tych od Moczulskiego, i tych od Słomki, i tych skupiających się wokół Romualda Szeremietiewa, próbującego stworzyć niezależny think tank zajmujący się sprawami wojska, łączy jedno – w bieżącej polityce i dyskursie publicznym się nie liczą.
Dlatego 30-lecie powołania KPN, które właśnie upłynęło, uczczone zostało jedynie skromnymi, osobnymi dla skłóconych grup obchodami, prawie niezauważonymi. To wielka hańba III RP. Bez względu na to, jak układały się losy konfederatów potem, przedstawienie w 1979 roku otwarcie hasła uwolnienia się spod sowieckiej okupacji, występowanie z nim jawnie i aktywna działalność w nielegalnej, opozycyjnej partii przez wielu okupiona represjami, złamanym życiem, nawet śmiercią, było aktem wielkiego patriotyzmu i odwagi, zasługującym na uczczenie. Tymczasem żaden z ośrodków władzy nie zdobył się na choćby symboliczny gest uznania. Gorzej nawet, konfederatom w ostatniej chwili wymówiono obiecaną wcześniej salę w Muzeum Wojska Polskiego na okolicznościową sesję, wyraźnie pod naciskiem "z góry".
Powtórzę – to hańba.
Dziś ceni się inną odwagę. Taką, jakiej potrzeba, żeby będąc pracownikiem Agory, nazwać publicznie faszystą prezesa TVP. W ten sposób zostaje się dziś bohaterem mediów.
Takie czasy.