[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/09/12/kto-obronil-grada/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Ale kto choć odrobinę zna Stefana Niesiołowskiego wie, że w jego wypadku zadawanie tradycyjnego pytania „głupota czy sabotaż” nie ma sensu, bo odpowiedź jest oczywista.
Każdego innego po tak nikczemnych słowach podejrzewałbym, że wziął od Kremla jakiś jurgielt. Ale panem Niesiołowskim od dawna miota tak obsesyjna nienawiść do Kaczyńskich, że na złość im gotów jest robić rzeczy najbardziej zdumiewające. Kiedy PiS zaproponował wpisanie do ustawy medialnej „wartości chrześcijańskich”, to Stefan Niesiołowski w jednej chwili stał się tychże wartości przeciwnikiem. Teraz PiS chciał uczcić ofiary Katynia, więc dla Niesiołowskiego natychmiast przestały one być warte większej uwagi (tak nawiasem – co to jest „ludobójstwo” jasno definiuje konwencja ONZ z roku 1948, ratyfikowana przez Polskę, i szereg innych dokumentów, w świetle których tez pana marszałka nie sposób nazwać inaczej, niż po prostu dyletanckim mędrkowaniem). Doczekamy jeszcze czasów, gdy PiS zażąda zakazu aborcji, i wtedy były filar ZChN zagrzmi do kamer i mikrofonów, że aborcja to podstawowe i niezbywalne prawo kobiety i kwestionować je mogą tylko podłe pisowskie lizusy, dla swych brudnych politycznych rachub nadskakujące klechom.
Wypowiedź Niesiołowskiego była więc z cała pewnością spontaniczna, co nie zmienia faktu, że istotnie „przykryła” główne polityczne wydarzenie tygodnia, jakim było pozostawienie na stanowisku ministra Grada. Jeśli premier ostentacyjnie łamie dane publicznie słowo, mało tego, bodaj po raz pierwszy w swej karierze przyznaje się do błędu (jakim miało być obciążenie Grada odpowiedzialnością za fiasko sprzedaży majątku pozostałego po stoczniach), to można to wyjaśnić na dwa sposoby. Pierwszy, życzliwy: Donald Tusk uświadomił sobie, że ciężka sytuacja budżetu państwa czyni szczególnie ważną sferą prywatyzację, dlatego zmieniać teraz odpowiedzialnego za to ministra byłoby szkodą dla Polski. Moim skromnym, przeciwko temu wyjaśnieniu trzeba jednak wyciągnąć oczywisty fakt, iż Aleksander Grad jak dotąd sprawdza się na swym stanowisku mniej więcej tak, jak stołowa noga, i nic nie zapowiada w tej kwestii zmiany.
Sposób drugi jest mniej życzliwy, ale moim zdaniem bardziej prawdopodobny: w obronie Grada odezwały się partyjne „doły”.