Reklama

Subotnik Ziemkiewicza: Kto obronił Grada?

Gdyby kierować się logiką chętnie używaną dla wyjaśniania „rzeczywistych” przyczyn wydarzeń politycznych, to należałoby stwierdzić, że Stefan Niesiołowski zrobił skandal po to, żeby „przykryć” aresztowanie prezesa ZUS, które z kolei miało „przykryć” sprawę ministra Grada.

Aktualizacja: 13.09.2009 01:19 Publikacja: 12.09.2009 09:26

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/09/12/kto-obronil-grada/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Ale kto choć odrobinę zna Stefana Niesiołowskiego wie, że w jego wypadku zadawanie tradycyjnego pytania „głupota czy sabotaż” nie ma sensu, bo odpowiedź jest oczywista.

Każdego innego po tak nikczemnych słowach podejrzewałbym, że wziął od Kremla jakiś jurgielt. Ale panem Niesiołowskim od dawna miota tak obsesyjna nienawiść do Kaczyńskich, że na złość im gotów jest robić rzeczy najbardziej zdumiewające. Kiedy PiS zaproponował wpisanie do ustawy medialnej „wartości chrześcijańskich”, to Stefan Niesiołowski w jednej chwili stał się tychże wartości przeciwnikiem. Teraz PiS chciał uczcić ofiary Katynia, więc dla Niesiołowskiego natychmiast przestały one być warte większej uwagi (tak nawiasem – co to jest „ludobójstwo” jasno definiuje konwencja ONZ z roku 1948, ratyfikowana przez Polskę, i szereg innych dokumentów, w świetle których tez pana marszałka nie sposób nazwać inaczej, niż po prostu dyletanckim mędrkowaniem). Doczekamy jeszcze czasów, gdy PiS zażąda zakazu aborcji, i wtedy były filar ZChN zagrzmi do kamer i mikrofonów, że aborcja to podstawowe i niezbywalne prawo kobiety i kwestionować je mogą tylko podłe pisowskie lizusy, dla swych brudnych politycznych rachub nadskakujące klechom.

Wypowiedź Niesiołowskiego była więc z cała pewnością spontaniczna, co nie zmienia faktu, że istotnie „przykryła” główne polityczne wydarzenie tygodnia, jakim było pozostawienie na stanowisku ministra Grada. Jeśli premier ostentacyjnie łamie dane publicznie słowo, mało tego, bodaj po raz pierwszy w swej karierze przyznaje się do błędu (jakim miało być obciążenie Grada odpowiedzialnością za fiasko sprzedaży majątku pozostałego po stoczniach), to można to wyjaśnić na dwa sposoby. Pierwszy, życzliwy: Donald Tusk uświadomił sobie, że ciężka sytuacja budżetu państwa czyni szczególnie ważną sferą prywatyzację, dlatego zmieniać teraz odpowiedzialnego za to ministra byłoby szkodą dla Polski. Moim skromnym, przeciwko temu wyjaśnieniu trzeba jednak wyciągnąć oczywisty fakt, iż Aleksander Grad jak dotąd sprawdza się na swym stanowisku mniej więcej tak, jak stołowa noga, i nic nie zapowiada w tej kwestii zmiany.

Sposób drugi jest mniej życzliwy, ale moim zdaniem bardziej prawdopodobny: w obronie Grada odezwały się partyjne „doły”.

Reklama
Reklama

Nie dajmy się zwieść obiegowej opinii, że Tusk sprawuje w PO władzę dyktatorską. To znaczy, tak rzeczywiście jest. Ale każdy dyktator musi się na kimś opierać. A ci, na których się opiera, czegoś po nim oczekują. Mówiąc najogólniej ? lojalności. Proszę bardzo, wspieramy cię, wodzu, na jedno twoje słowo połamiemy kości każdemu, kogo wskażesz, ale wiesz, że coś nam się za to należy, i wiesz, co.

Od pewnego już czasu dochodziły z PO kuluarowe pomruki, że aparat partii rządzącej jest rozczarowany postawą przywódcy i uważa ją za nielojalną. Poświęcenie, w imię pijaru, senatora Misiaka, przesuwanie na listach wyborczych partyjnych baronów na dalsze miejsca, aby zwolnić jedynki dla „spadochroniarzy”, czy zapowiedź, że w kolejnych wyborach owe „jedynki” zamiast lokalnym liderom dostaną się „parytetowi” przyjmowane były coraz słabiej skrywaną irytacją. Zapowiedź poświęcenia, znowu w imię osobistego pijaru przywódcy Grada, człowieka doskonale w partii umocowanego i mającego w niej licznych stronników mogło być przysłowiową kroplą przepełniającą kielich. Wydaje się to tym bardziej prawdopodobne, że zbiegło się ono w czasie z zachwianiem popularności PO w sondażach. A to dla każdego szefa partii trudny moment: dopóki sondaże szybują, wszyscy siedzą cicho z uszami po sobie, ale niech tylko drgną… Mógłby o tym coś powiedzieć Tuskowi Marian Krzaklewski, choć być może już nie musi.

To tylko domniemanie, którego nie poprę żadnymi „przeciekami”. Nie wiem, w jaki sposób wyartykułowany został bunt, ale na ile znam realia polskiej polityki, jestem gotów się założyć, że przewodniczący PO dostał wyraźny i czytelny sygnał: jak prezes strukturom, tak one prezesowi. Mylę się czy nie – czas pokaże, zapewne już niedługo.

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/09/12/kto-obronil-grada/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Ale kto choć odrobinę zna Stefana Niesiołowskiego wie, że w jego wypadku zadawanie tradycyjnego pytania „głupota czy sabotaż” nie ma sensu, bo odpowiedź jest oczywista.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Tusk, Hołownia i samobójczy gen koalicji 15 października
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Komu właściwie nie udał się zamach stanu?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Fabryka Barlinka celem Kremla. Kto zapłaci za grę Trumpa z Putinem o Ukrainę
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Reklama
Reklama