[b][link=http://blog.rp.pl/mazurek/2009/09/24/sedzia-kalosz/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Małgorzata Bochenek poczuła się skrzywdzona. Krzywdę zadałem jej, pytając Piotra Kownackiego o panią minister właśnie, o której pisano per "Wachowski Kaczyńskiego". Reakcja pani Bochenek mnie urzekła. "To insynuacja, i to w dodatku nieprzyjemna" – oburzyła się dygnitarz. Chciałem to jakoś pani minister zrekompensować i zaserwować jej dla odmiany kilka insynuacji przyjemnych, ale śmiech ugrzązł mi w gardle, gdy zorientowałem się, że magister Małgorzata Bochenek jest absolwentką polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pani minister, pani te studia robiła wieczorowo?
Nierówna walka z polszczyzną to coś, co łączy panią minister z sędzią Ewą Solecką. Ale co tam polszczyzna, prawdziwa kupa śmiechu (o dziwo, z przewagą śmiechu, co przecież nie zawsze jest oczywiste) to logika, którą sędzia Solecka popisała się w uzasadnieniu wyroku w sprawie Tysiąc przeciwko "Gościowi Niedzielnemu". Oto pani sędzia w morderczym rozumowaniu wywodzi, że można uważać aborcję za morderstwo, ale tylko tak ogólnie, a detalicznie nie można żadnego aborcjonisty mordercą nazwać. Bo zrobiłoby mu się przykro.
Zgodnie z tą logiką pijaków wsiadających na bani za kierownicę zapewne można nazwać opojami, ale już choćby posłanki Ś. osobiście nie. Tym bardziej że żaden sąd niczego jej nie udowodnił, a nawet orzekł, że promile biorą się u niej od spożywania ziółek. I celowo o opojach piszę tutaj, bo umieszczenie ich w jednym akapicie z nazwiskiem pani sędzi byłoby – to też wiemy z uzasadnienia – insynuacją. A za to grozi czapa jak nic.
Nowy ten nurt logiki, nazwijmy go od nazwiska odkrywcy logiką solecką, ma szanse przebojem wedrzeć się nie tylko do orzecznictwa, ale i do historii filozofii. Walczy w nim pani sędzia z uszczegółowieniem. To również nowatorskie podejście, bo mnie w szkołach uczyli, bym raczej nie uogólniał.