Pamiętają państwo Johna Kennedy'ego, który chciał rozbroić świat? I o mało nie doszło do trzeciej wojny światowej po tym, gdy Rosja zainstalowała rakiety na Kubie. W 1969 r. na szczęście prezydentem został Richard Nixon. Ten tępił komunistów, gdzie się dało. Swoim nieprzejednaniem wymusił na Moskwie ograniczenie broni strategicznej i rakiet antybalistycznych (układy SALT i ABM).

Potem znowu był demokrata. Jimmy Carter obiecał wynegocjować SALT II, ale tak rozochocił Moskwę swoją koncyliacyjną postawą, że zanim cokolwiek podpisano, rosyjskie czołgi toczyły się już ulicami Kabulu. Trzeba było antysowieckiego kowboja Reagana, żeby dopiąć porozumienie INF (ograniczenie broni nuklearnej średniego zasięgu) i wynegocjować porozumienie o redukcji broni strategicznej START (podpisane przez Busha seniora).

Z kolei Bill Clinton na każdej sesji ONZ mówił, że świat bez atomów będzie piękniejszy. Dawał Moskwie pieniądze na rozbrojenie, które poszły na odbudowę potencjału nuklearnego. Przyszedł Bush junior, usztywnił kurs i wymusił SORT (traktat o redukcji strategicznej broni ofensywnej). Barack Obama na wstępie obiecał redukcję liczby głowic nuklearnych. Ani mrugnął na wieść, że w Caracas zakotwiczyły rosyjskie okręty z wyrzutniami ziemia – morze. Wykreślił z budżetu tarczę antyrakietową i supernowoczesny myśliwiec strategiczny F -22. Wszystko, byle Moskwa poparła sankcje dla Iranu.

Jednak wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow niedawno oświadczył, że nie ma już potrzeby nakładania sankcji. A wcześniej, że nie będą komentować doniesień o dostawach rakiet S -300 do Iranu. Czy mamy już wpadać w panikę? Nie, to tylko przerwa na demokratów.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/wroblewski/2009/09/30/przerwa-na-demokratow/]Skomentuj[/link][/ramka]