Poszukiwacze zaginionych komunistów

W medialnej burzy, jaka wybuchła wokół nowej biografii Ryszarda Kapuścińskiego bardzo intrygujący jest wątek, którego konsekwencjami nikt chyba jeszcze szerzej się nie zajął (jeśli jest inaczej, proszę o wybaczenie za nieuwagę).

Publikacja: 05.03.2010 16:00

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/gociek/2010/03/05/poszukiwacze-zaginionych-komunistow/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

Owszem, pojawiły się stwierdzenia - jak najbardziej zresztą z przesłaniem książki Artura Domosławskiego zgodne - że Kapuściński był "odważnym, ideowym komunistą", "prawdziwym komunistą", "prawdziwym człowiekiem lewicy", "ideowcem dla którego komunizm był przeszłością i przyszłością", "wierzącym komunistą". Ale zabrakło odpowiedzi na pytanie "co to właściwie oznacza?". Ano to, że w czasach PRL mieliśmy w Polsce prawdziwych komunistów! To prawda niesłychanie niewygodna dla tych, którzy próbują Polakom wmówić, że w Polsce między 1944 a 1989 rokiem żadnego komunizmu nie było, a były jedynie geopolityczne uwarunkowania: "wicie-rozumicie, Ruskie były silne, to trzeba było ich słuchać, Zachód nas zdradził, ale żebyśmy tam byli komunistami? Nigdy w życiu!"

Jest to między innymi ulubiona metoda tłumaczenia się dawnych komunistycznych aparatczyków, którzy w wolnej Polsce się uwłaszczyli i zrobili karierę polityczną. Przekonują, że co prawda kiedyś wstąpili do PZPR, ale żadnymi komunistami nigdy nie byli, najwyżej "realistami"; kariery inaczej się zrobi nie dało, oni chcieli być przedsiębiorcami (dziś nimi przecież są), pracowali nie dla dobra partii, tylko dla dobra ludowej Polski (bo innej Polski przecież nie było). Nie zdążyli do armii Andersa, to weszli do armii Berlinga, tak jakoś wyszło.

Ale tak tłumaczą się również autorzy stanu wojennego, którzy byli tak wielkimi realistami i patriotami (przynajmniej tak wynika z ich opowieści) że z miłości do Polski sami kazali zaszlachtować trochę robotników, żeby niedobrzy Rosjanie nie musieli tego robić. O żadnym bronieniu komunizmu mowy nie było. No, może bronieniu socjalizmu. A właściwie chodziło o obronę Polski (innej Polski przecież nie było).

Idźmy dalej - weterani PZPR wielokrotnie próbowali po 1989 r. przekonywać, że prawdziwi komuniści to byli u nas dawno temu, może w Komunistycznej Partii Polski. Potem nad Wisłą występowali już tylko najwyżej zwolennicy socjalizmu z ludzką twarzą (czyli miłośnicy Gomułki). A potem już tylko reformatorzy i zwolennicy dialogu społecznego.

Co więcej, oficjalna wykładnia środowiska "Gazety Wyborczej" na temat Marca 1968 to zdanie Adama Michnika, że wtedy „cham i ciemniak ubrani w mundur ułański z ryngrafem na piersi, manipulując fobiami i emocjami, sięgali po władzę nad Polską". Znaczy czystek antysemickich dokonywali nie komuniści (tych, jak już ustaliliśmy, w Polsce nigdy nie było), tylko jakaś tajemnicza grupa endeków. Prawdopodobnie z PZPE (Polskiej Zjednoczonej Partii Endeckiej).

Zbliżamy się więc oto do naukowego udowodnienia faktu, że w Polsce nigdy nie było ani komunistów, ani komunizmu, że byli jedynie patrioci i przyszli biznesmeni transformacji ustrojowej, a cała historia lat 1944-1989 wydarzyła się tak jakoś sama, nie wiadomo dlaczego.

A tu nagle taki niefart... Tak dobrze żarło, a tu nagle biografia Kapuścińskiego dowodzi, że w Polsce byli prawdziwi komuniści, którzy w dodatku całkiem na serio traktowali walkę przeciw kapitalizmowi i imperializmowi. Którzy nie tylko piórem służyli sprawie światowej rewolucji, ale jak trzeba było, sami sięgali (jak Kapuściński - co pięknie opisuje Domosławski) po broń, żeby wywalić magazynek w parszywe gady reakcji amerykańskiej, sługusów CIA i wyzyskiwaczy ludów uciśnionych. Bądźmy szczerzy - zwolennik dialogu społecznego oraz transformacji ustrojowej by tego nie zrobił. To zaś prowadzi do pytania - czy to możliwe, że Ryszard Kapuściński był w całym PRL jedynym prawdziwie wierzącym komunistą? Chyba niemożliwe.

Więc może ci czczeni dziś czerwoni generałowie PRL też robili to, co robili nie dlatego, że już pół wieku temu starali się wypracować drogę do aksamitnego pojednania narodu z władzą, tylko dlatego, że wierzyli wujkowi Leninowi, stryjkowi Stalinowi i ciotce Rewolucji Światowej?

Może jednak ubecy i esbecy katowali opozycje nie z tęsknoty za wolnym rynkiem i pluralizmem partyjnym, tylko marząc o rozwinięciu swej ubeckiej działalności drogą eksportu przesłuchań na nowe rynki: Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej? Eksportu, którego taśmociągiem miała być niezwyciężona Armia Czerwona?

Może jednak Polacy nie zniewolili się sami, tylko pomogli im w tym nieco komuniści? Prawdziwi komuniści, ideowi, wierni, walczący. Tacy jak Bolesław Bierut. Jak Władysław Gomułka i Mieczysław Moczar. Jak Wojciech Jaruzelski.

Może jednak to nie Polacy okłamywali się sami, tylko propagandę sprzedawali im zainfekowani komunizmem pisarze, dziennikarze, reportażyści? Także ci, którzy kłamali podczas zagranicznych delegacji.

I za ten materiał do przemyślenia Arturowi Domosławskiemu wypada serdecznie podziękować.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/gociek/2010/03/05/poszukiwacze-zaginionych-komunistow/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

Owszem, pojawiły się stwierdzenia - jak najbardziej zresztą z przesłaniem książki Artura Domosławskiego zgodne - że Kapuściński był "odważnym, ideowym komunistą", "prawdziwym komunistą", "prawdziwym człowiekiem lewicy", "ideowcem dla którego komunizm był przeszłością i przyszłością", "wierzącym komunistą". Ale zabrakło odpowiedzi na pytanie "co to właściwie oznacza?". Ano to, że w czasach PRL mieliśmy w Polsce prawdziwych komunistów! To prawda niesłychanie niewygodna dla tych, którzy próbują Polakom wmówić, że w Polsce między 1944 a 1989 rokiem żadnego komunizmu nie było, a były jedynie geopolityczne uwarunkowania: "wicie-rozumicie, Ruskie były silne, to trzeba było ich słuchać, Zachód nas zdradził, ale żebyśmy tam byli komunistami? Nigdy w życiu!"

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Kamil Kołsut: Czy Andrzej Duda trafi do MKOl i dlaczego Donald Tusk nie ma racji?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?