W sumie to zastanawiające, czemu akurat kwestia oświetlenia wzbudza tak wielkie emocje rodaków.
Ja – odkąd pod koniec stycznia Donald Tusk wyjaśnił, że chodzi tylko o wycieranie pałacowych dywanów i podziwianie lamp – podchodzę do tego z większym spokojem. I z zaciekawieniem oddaję się obserwacji obu kandydatów. Co prawda od niedzieli moim faworytem pozostaje niekwestionowany tryumfator pierwszej tury pan OBOP. Nie jestem tylko pewien, czy kandyduje. A mógłby, wszak w sondażach przegrywałby tylko z SMG/KRC.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/mazurek/2010/06/24/do-broni-na-kaszalota/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Jeśli jednak nie pan OBOP, to pozostają pan Hrabia oraz polityk centrolewoprawicy średnio-starszego pokolenia. Ten ostatni staje się tak niewyraźny, że pora na rutinoscorbin. Nic więc dziwnego, że w całej kampanii pasjonuje go tylko zdrowie. O dziwo, nie własne, lecz rodaków.
Za to Bronisław Komorowski walczy o poparcie, gdzie się da: Londyn, Afganistan, Płock… Aż dziw, że nie zabiega o głosy Polaków pracujących w Norwegii, którą marszałek już jakiś czas temu przyjął do Unii Europejskiej. Teraz mógłby w takim Bergen wiec urządzić, a przy okazji, skoro połów wielorybów jest tam legalny, na kaszalota zapolować.